niedziela, 8 lutego 2015

Rozdział 5

-Igła, kurwa, odłóż ten telefon i weź się za bieganie, bo znowu skończymy tak jak w zeszłym tygodniu

-Wszystko pod kontrolą, zamontowałem mu GPS-a, jak będzie zmierzał na salę to wszystkich uprzedzę.

-Igła, nie żartuję, nie mam zamiaru kisić się tutaj przez Twoje głupie pomysły, rusz to tłuste dupsko i zapieprzaj do przodu

-Co Ty taki nerwowy przyjacielu, muszę Ci powiedzieć, że...

Ale Krzysztof nie zdążyły opowiedzieć ani o historii wyczytanej na Pudelku, oni o spalonej zapiekance, którą zaserwował mu wczoraj jego nowy współlokator - Fabian F. Krzyk, a raczej ryk zmroził wszystkim krew w żyłach, a to za sprawą gardła, z którego pochodziły nieprzyjemne dźwięki. Po raz trzeci w tym tygodniu zdenerwowali Kowala - a był dopiero wtorek.

-GPS-a? - z zrezygnowaniem dopytywał Lotman. -Stary, Ty sobie mózg zamontuj.

Ostatnie dni przed świętami dłużyły im się w nieskończoność. Kowalowi - bo chciał już zakończyć pierwszą rundę rozgrywek i ze spokojem odpocząć z córką i wnuczką. Zawodnikom - bo marzyli o prawdziwym jedzeniu i wypiciu kieliszka (lub siedmiu) wina i oderwaniu się od sportu.

-Plan jest prosty - po 10 karnych kółkach przemówił trener - Jutro mecz, pojutrze poranny trening i wieczorem klubowa wigilia. Obecność jak zwykle obowiązkowa.

-A jak kogoś nie będzie? - zza grupy zawodników wyłonił się Piter.

-Jak kogoś nie będzie to trenujecie w Wigilię, Sylwestra i Nowy Rok.

Milion złowrogich spojrzeń padło w kierunku Nowakowskiego, który wzruszył bezradnie ramionami i stwierdził, że jemu i tak wszystko jedno, bo on nie lubi świąt.

-Nie jesteś sam, baranie! - wykrzykiwał Ignaczak. -Ja chcę Nowy Rok przywitać, porządnie żonę wytańczyć, idziesz na klubową wigilię czy Ci się to podoba, czy nie!

-A muszę w garniturzeeee? - z miną zbitego psa dopytywał środkowy bloku. -Ja tak niechlujnie wyglądam w garniturach

-Bo niby bez nich wyglądasz inaczej - ściszonym głosem odpowiedziała połowa zawodników, po czym zgodnie stwierdzili, że garniak w wypadku Pita jest najbardziej zbędną rzeczą w całym podkarpackim wszechświecie.


*


-Jedno, piąte, pięćdziesiąte... - wyliczyła brunetka. -Boże, przecież nas jest tylko dwójka.

Zuza ogarnęła wzrokiem kuchnię i wybuchła śmiechem. Od kilku godzin lepiła uszka, pierogi i inne smakołyki, które już niebawem miały pojawić się na wigilijnym stole. Nadmiar obowiązków i mała liczba rąk do pomocy sprawiły, że potrawy musiały zostać przygotowane wcześniej. Zostawienie tego na ostatnią chwilę przynosiło ryzyko, iż w ogóle zabraknie ich na uroczystej kolacji.

-Zuz, jestem! - krzyknął wchodzący do domu trener Kowal. -Mówię Ci, jak z dziećmi. Krzysiek znowu się obija, Lotman wali po autach jakby mu za to płacili, a Piotrek od wczoraj opowiada takie głupoty, że jestem skłonny podejrzewać go o zażywanie niedozwolonych środków. O matko, a co to?

Mierzyli się wzrokiem przez kilka sekund, po czym oboje zanieśli się głośnym śmiechem.

-Ale przecież kolacja dla klubu jest z kateringu dziecko, mówiłem Ci

-To dla nas tato, tak trochę...mnie poniosło?

-Trochę, trochę to ja zaskoczony jestem - odpowiedział Kowal i z uśmiechem podszedł do blatu, na którym porozkładane były wszystkie pyszności świata. -Wiesz, że tego jest o dużo za dużo?

-Przynajmniej głodni nie będziemy - odparła brunetka i wróciła do lepienia pierogów.

*
Kręcił się po uliczkach Rzeszowa i bez celu zmierzał przed siebie. Próbował ułożyć jakiś plan, znaleźć jakieś rozwiązanie, ale od kilku dni jego mózg zdawał się być biernym uczestnikiem jego życia. Od tygodnia pomieszkuje u swojego kumpla z drużyny. Żeruje na jego dobrym sercu i z pewnością coraz bardziej ciąży jego bliskim. Jego życie prywatne obumiera, o ile kiedykolwiek można było go określić w inny sposób. Na domiar złego, jego dyspozycja sportowa również zdawała się falować. Dobre mecze przeplatał przeciętnymi, czasami wręcz tragicznymi. Na ostatnim treningu pięć razy odgwizdano mu podwójną - a zrobił to fizjoterapeuta, co tylko wzmocniło definicję paradoksu. Przechodząc obok jednego z wielu osiedli w Rzeszowie, usłyszał znajomy głos, który z dużym natężeniem zbliżał się w jego kierunku. Po kilku sekundach zauważył sylwetkę brunetki, która z wózkiem i kilkoma siatkami zakupów próbowała przedostać się na drugą stronę ulicy.

-Julka, mama nie jest słoniem towarowym, pięć minut i będziemy w domu, bądź grzeczną dziewczynką.

Próbowała już wszystkiego. Z punktu widzenia fizyki - już dawno powinna wylądować na chodniku i zbierać porwane siatki z zakupami. Fizyka to jednak nie wszystko - stwierdził siatkarz i z bijącymi się myślami podszedł do dziewczyny.

-Może pomogę? - pewnym tonem zapytał i zmierzył wzrokiem dziewczynę.

-Nie sądzę, aby była taka potrzeba - odparła Zuza i poprawiła spadającą z jej ramienia torbę. -Poradzę sobie.

Przez kilka sekund patrzyli na siebie złowrogo, po czym siatkarz parsknął śmiechem i pokiwał z niedowierzaniem głową.

-Mała, myślisz, że jak poprosisz o pomoc to Ci korona z główki spadnie? - ironizował. -Dalej się dąsasz za tę kawę? To Ty wylałaś ją na mnie, powinienem wysłać Ci rachunek za pralnię

-Adres ojca znasz, więc w czym problem? - z rosnącą irytacją dopytywała brunetka -A może koperty nie potrafisz zaadresować, co? 

Chciała dodać jeszcze kilka rzeczy, jednak uniemożliwił jej to ból, jaki poczuła na prawym nadgarstku. Spojrzała na rękę, która oplatała jej nadgarstek i poczuła falę gorąca, która zalewała całe jej ciało. Słyszała głos rozgrywającego, który coraz mocniej zaciskał dłoń na jej ręce, ale nie potrafiła poukładać myśli i wydobyć z siebie ani jednego słowa. Przed oczami znowu miała ten feralny dzień, który zmienił całe jej życie. Poczuła się osaczona i bezbronna, bezbronna na tyle, by nie odezwać się ani jednym słowem. Silne szarpnięcie spowodowało, że uwolniła się z uścisku siatkarza. Próbowała uspokoić oddech i przekonać samą siebie, że wszystko jest w porządku, że nic się nie stało. Drżącymi rękami złapała za wózek i z zamiarem wyminięcia zawodnika zrobiła kilka kroków w prawo.

-Zuza, co się stało? - usłyszała głos rozgrywającego. -Wszystko w porządku?

-Zejdź mi z drogi, proszę Cię, odsuń się i pozwól mi odejść - wyszeptała i błagalnym wzrokiem spojrzała na siatkarza. Po kilku sekundach szybkim krokiem oddaliła się od zawodnika, który zdziwiony zachowaniem brunetki przez długi czas nie mógł ruszyć się z miejsca.

*

_____________________________________________________________________________

Sesja za mną. Z ręką na sercu przyznam się, że matura w porównaniu ze studiami to pikuś. Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam, ale przez nawał egzaminów spałam po 4 godziny -_-
Teraz mam ferie, dłuuuuugie ferie, więc obiecuję nadrobić zaległości. Spodziewajcie się duuuużo Fabiana i duuuużo Zuzanny!
Pozdrawiam i zapraszam do komentowania, Majka :) 

10 komentarzy:

  1. No nareszcie. :) gdy tylko zobaczyłam, że coś dodałaś od razu na mojej twarzy zagościł uśmiech. Co mogę napisać? Rozdział cudowny. Czekam na następny i mam nadzieję,że będzie dłuższy. :)
    Oczywiście w wolnej chwili zapraszam do siebie http://zmiana-o-360-stopni.blogspot.com/
    Pozdrawiam,
    Karolina R. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny rozdział:-)
    Kiedy nastempny:-) mam nadzieje że nie długoo:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. oooo nowy rozdział, jak fajnie :) świetnie że będziesz pisać dalej :) z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :) tylko błagam nie każ nam długo czekać :P Karola

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy następny rozdział ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział super, opowiadanie całe też... <3 Tylko jaa się pytam... Gdzie reszta?!

    OdpowiedzUsuń
  6. świetny rozdział :)
    Kiedy będzie następny?

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy nastempny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  8. Nadrobilam i dopiero teraz trafiłam na te opowiadanie :) Super, super, super! Pisz dalej! Tylko jest już kwiecień... :)

    OdpowiedzUsuń
  9. kiedy będzie następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  10. "Tak, ciąża w wieku 20 lat zmieniła wszystko. Przede wszystkim sprawiła, że zostałam kompletnie sama. Rzucono mnie na głęboką wodę i jedyne co mogłam robić to starać się, żeby nie utonąć. Nie raz życie sprawiało, że zachłysnęłam się wodą. Nie potrafiłam nawet troszkę zbliżyć się do brzegu. Dołujący był fakt, że tak na prawdę nikt tam na mnie nie czekał, bo nie było nikogo komu by na mnie zależało."

    Startuje z nowym blogiem ;) To był fragment prologu. Jeśli cię zaciekawiłam zajrzyj, oceń nawet jeśli miałyby to być słowa krytyki chętnie je przyjmę ;)

    http://only-i-want-is-you.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń