środa, 29 lipca 2015

Rozdział 9

Termometr wskazywał 21 stopni poniżej zera. Ulice roiły się od białego puchu, a zdenerwowani i niespokojni przechodnie próbowali utrzymać równowagę na przeraźliwie śliskich chodnikach. Choinka za oknem zaczynała przypominać kolorową tęczę, a kolędy płynące z radia na poddaszu wprowadzały w całym mieszkaniu spokojną i błogą atmosferę. Otulona ciepłym kocem, z herbatą w ręku spoglądała na rzeszowskie uliczki. Okna salonu wychodziły na ścisłe centrum miasta, mogła więc do woli rozkoszować się świąteczną aurą okolicy. Obok niej, w dużym, niebieskim wózku uśmiechała się mała dziewczynka. Brunetka złapała ją za małą rączkę i ponownie przeniosła wzrok na okolicę. Z drugiej strony budynku, ubrany w dużo za duży kombinezon i ciepłe, skórzane rękawice, trener rzeszowskiej drużyny próbował odśnieżyć zasypany na kilka metrów podjazd. Co kilka minut odrywał się od pracy i spoglądał w stronę córki i wnuczki, które nareszcie były bezpieczne. Po wymianie spojrzeń z rodziną, wracał do przerwanej pracy.

Oprócz świątecznego nastroju, choinki, kolęd i śniegu, istniał jeszcze jeden powód, dla którego brunetka po raz pierwszy od piętnastu miesięcy szczerze odwzajemniła uśmiech ojca i przyznała, że to będzie dobry dzień. Dzisiaj, właśnie we wtorkowy poranek odkryła, że czuje się bezpieczna. Pomiędzy karmieniem Julki a odpowiadaniem na świąteczne sms-y przyznała, że czuje się szczęśliwa. Po ubraniu córki, a przed zjedzeniem owsianki wymyśliła sobie, że już nigdy więcej nie będzie cierpiała.

Założyła na siebie mocne, czerwone pasy, do których wsadziła największy skarb swojego życia. Z każdym dniem uczyła się funkcjonowania na nowo, z coraz cięższym potworkiem na rękach. Zadowolona dziewczynka uśmiechnęła się i ochoczo wplątała ręce w długie włosy brunetki.
-Mama usmaży rybę, a Julcia będzie się grzecznie przyglądać, prawda? - zapytała córki, która z coraz większym zainteresowaniem badała układ twarzy swojej rodzicielki. Uśmiechnęła się i już wiedziała, że przygotowanie świątecznej kolacji zajmie jej dużo więcej czasu niż pierwotnie zakładała. Po półgodzinnej walce z wszystkimi przeciwnościami losu, ryba oraz czerwony barszcz były gotowe. W planach miała jeszcze upieczenie dwóch ciast i ciasteczek, jednak spoglądając na bałagan, który wytworzyła razem z wyjątkowo pobudzoną córką zrezygnowała z ostatniej pozycji i dopisała ją do listy zakupów ,,gotowych", jakie miał zrobić jej ojciec. Już kilka dni wcześniej ustalili, że organizowanie kolacji wigilijnej dla dwóch osób nie jest warte wysiłku brunetki. Postanowili więc, że część potraw przygotuje ona sama, a resztę rzeczy kupią w pobliskiej galerii.
-A Ty moja mała panienko, nie jesteś przypadkiem głodna? - spojrzała na marudzącą Julkę. Westchnęła i wyciągnęła córeczkę z pasów.
-Jak już trochę podrośniesz i nie będę musiała cię karmić, to wypiję tyle piw, że będziesz się musiała za mnie wstydzić - odparła, gdy po raz kolejny poczuła silny ból w klatce piersiowej. Po dziesięciu minutach, najedzona i zadowolona dziewczynka przymknęła powieki, by po chwili zapaść w lekki, popołudniowy sen. Zadowolona brunetka przeniosła córeczkę do łóżeczka, a sama zajęła się sprzątaniem mieszkania. Góra talerzy i brudna podłoga w kuchni przeraziłyby największego ulubieńca wegetowania w syfie. Sięgnęła po gąbkę i płyn do mycia naczyń, gdy na blacie kuchennego stołu zaczął wibrować jej telefon. Zrezygnowana wytarła ręce i spojrzała na wyświetlacz telefonu, który oznajmiał o przyjściu nowej wiadomości tekstowej od nieznajomego numeru. Bez zastanowienia odblokowała telefon i odczytała sms-a

Dziękuję i przepraszam za niedzielę. Odwdzięczę się przy najbliższej okazji. Wesołych Świąt.
Fabian.

Zdziwiona odczytała wiadomość ponownie. Dopiero po kilku chwilach przypomniała sobie wczorajszą rozmowę z Ignaczakiem, który wspominał o prośbie Drzyzgi. 

Nie ma sprawy, ja też wolę spokojnego ojca w czasie świąt. Wesołych.
Zuz.

Odłożyła telefon i wróciła do świątecznego sprzątania a następnie do upieczenia ciasta, co zajęło jej cenne półtorej godziny.

***



Odkąd przyjechał do domu, nie mógł znaleźć sobie miejsca Miotał się od pokoju do pokoju i próbował wszystkiego, co mama i siostra przygotowywały na jutrzejszą kolację. Wiedział, że powrót do Warszawy bez swojej byłej już dziewczyny będzie trudny, nie podejrzewał jednak, że okaże się aż tak bolesny dla jego rodziny. Pytań, wniosków i ukradkowych spojrzeń nie było końca. On sam nie mógł przestać o tym myśleć, najchętniej wróciłby do swojej nowej przyjaciółki żubrówki. Odgonił jednak od siebie tę myśl i wrócił do swojego pokoju. Myślał o niej, niezliczony już raz tego popołudnia. O jej długich włosach, zielonych oczach i pięknym uśmiechu. O tym, jak bardzo za nią tęskni i o tym, jak mocno go zraniła. Przeczesał dłonią zmęczone powieki i próbował dokonać analizy ostatnich tygodni swojego życia. Na całe szczęście, po przerwie świątecznej dostanie od klubu nowe mieszkanie, więc będzie mógł zniknąć z życia swoich przyjaciół. Nie potrafił jednak znaleźć innych pozytywów, jakie miałyby go spotkać po powrocie do Rzeszowa. Do tej pory, jego życie kręciło się wokół Joanny, z którą starał się spędzać każdą wolną chwilę. Jak się jednak okazało, miłość jego życia postanowiła zagospodarować czas zupełnie w inny sposób z zupełnie innym facetem. Pokręcił z niedowierzaniem głową i podszedł do okna. Zima na dobre zagościła w stolicy Polski, co czyniło te święta chociaż trochę magicznymi. Spojrzał na telefon, który wskazywał jedną nieodczytaną wiadomość. Gdy zobaczył, że nadawcą sms-a jest córka trenera, z ciekawością przeczytał krótki komunikat. Uśmiechnął się w duchu i po raz kolejny podziękował dziewczynie za pomoc w powrocie do mieszkania Ignaczaków. Nie pamiętał dlaczego się upił. Bo był smutny? Bo wszyscy przyszli ze swoimi połówkami a on siedział przy stole jak ostatnia ofiara losu? Bo wszyscy tańczyli, a on zmuszony był do samotnego podpierania ściany? 
Nic go nie usprawiedliwiało i dobrze o tym wiedział. Ostatnie tygodnie to pasmo nieszczęść i niepowodzeń w jego życiu. Brak formy przekładał się na podły nastrój, który odczuwało coraz więcej osób. W tym ona - pomyślał, gdy spojrzał na wibrujący telefon. Zanim odczytał wiadomość, w której życzyła mu Wesołych Świąt, wrócił myślami do swojego zachowania wobec brunetki. Zachował się jak szczeniak, gdy nakrzyczał na nią za wylaną kawę. Pamiętał jednak, że jej reakcje wobec jego osoby były mocno przesadzone. Każdorazowe spotkanie z dziewczyną kończyło się agresywną wymianą zdań i jej ucieczką. Bała się go? 
Przypomniał sobie moment, w którym spotkał ją z zakupami na ulicy. Zdenerwowała go, działała na niego jak płachta na byka. Nie chciał jej wtedy przestraszyć, odruchowo złapał za jej nadgarstki, by pokazać kto tu tak naprawdę jest...no właśnie, jaki? Silniejszy, starszy, mądrzejszy? Sam nie wiedział. Wiedział jednak, że już nigdy nie chciałby oglądać jej tak smutnej i przestraszonej.
I nagle zapragnął dowiedzieć się dlaczego. Dlaczego tak bardzo się go bała i dlaczego uciekła. Zamknął oczy i doszedł do wniosku, że jeszcze bardziej chciałby wiedzieć dlaczego odwiozła go do domu i życzyła mu koszmarnej nocy, skoro mogła go zostawić i skazać na złość swojego ojca.

***

Była tak bardzo najedzona, że samo patrzenie sprawiało jej ból. Spojrzała zdziwiona na ojca, który po obfitej kolacji zaproponował jej ogromny kawałek ciasta.
-Tato, naprawdę nie masz jeszcze dość? Zjadłeś tyle, że po świętach zwolnią Cię ze stanowiska trenera gdy zobaczą jak się prezentujesz
-Widziałaś trenera ruskich? - zapytał Kowal. -Mogę jeść i jeść.
Pokiwała przecząco głową i podążyła za ojcem i córką na kanapę. Dziadek, który od samego rana dzielnie zajmował się wnuczką powoli opadał z sił i stwierdził, że ma większe humory niż cała jego rzeszowska drużyna.
-Mogłeś mówić, że masz z nimi taki problem, życzyłabym Ci cierpliwości do chłopaków, nie do mnie - zażartowała brunetka.
-Mam nadzieję, że nie spasą się jak dzikie świnie i będą mogli się ruszać - westchnął Kowal.
-Igła pisał, że sernik jego teściowej jest najlepszy na świecie, więc libero masz z głowy - zaśmiała się i pocałowała w czoło córkę. -Myślisz, że ona kiedyś też będzie takim żarłokiem jak jej wujek i dziadek?
-Myślę córeczko, że nie możesz do tego dopuścić.
Rozmawiali do późnej nocy, słuchali kolęd i na zmianę usypiali Julię. Po 22 cała trójka opadła z sił, więc życzyli sobie miłej nocy i postanowili, że jutro razem wybiorą się do Kościoła.

Po szybkim, gorącym prysznicu położyła się na swoim wygodnym, dużym łóżku i odetchnęła z ulgą. Jeden z najdłuższych dni w roku dobiegł końca, a ona naprawdę czuła się spokojna i bezpieczna. Nie lubiła świąt oraz rodzinnych uroczystości odkąd zabrakło jej matki. Pustki po niej nie sposób wypełnić, więc każde uroczyste spotkanie kończyło się cichym płaczem w poduszkę oraz tysiącami tęsknych wspomnień. Dzisiaj, pomimo tego, że myślała o matce od początku kolacji, nie uroniła ani jednej łzy. Spojrzała na śpiącą córkę i obiecała sobie, że zrobi wszystko, żeby kochała swoją matkę tak bardzo, jak ona kocha swoją.
________________________________________________________________________________
Tak jak obiecałam, rozdział duużo szybciej i mam nadzieję, że nieco dłuższy niż ostatnio :)
Bardzo dziękuję za miłe słowa i jednocześnie proszę o komentarze, bo naprawdę - motywują do dalszego pisania :)

Serdecznie pozdrawiam, Majka! ;) 

czwartek, 23 lipca 2015

Rozdział 8

Przy dźwiękach spokojnej, świątecznej muzyki skręciła w kolejne skrzyżowanie. Uwielbiała jeździć samochodem, chociaż nigdy się do tego nie przyznawała. Spojrzała na zegarek, który wskazywał kilka minut po 23. Drogi powoli zaczynały pustoszeć, więc mogła spokojnie przemierzać kolejne ulice Rzeszowa. Spojrzała w lusterko, w którym dostrzegła śpiącego siatkarza. Rozłożony na tylnych siedzeniach, z otwartą buzią i ciężkim oddechem odpoczywał po ,,trudach" wieczoru. Mogłaby go teraz wyrzucił, zabić, obezwładnić albo zbesztać za wszystkie nieprzyjemne sytuacje, które stworzył od początku ich znajomości. Przeklęła w myślach na swoje dziwne pomysły i po kilku minutach zaparkowała przed domem Ignaczaków. Wyłączyła silnik i spojrzała na śpiącego Drzyzgę. Była przyzwyczajona, że to ona nosi, a nie ją, jednak waga jej córki w porównaniu z ciężarem siatkarza zdecydowanie przekraczała jej fizyczne możliwości. Wyszła z samochodu i otworzyła tylne drzwi. Położyła rękę na policzku Fabiana i lekko poklepała go po twarzy.
-Fabian, pobudka, koniec kursu - odparła podniesionym tonem.
Nie pomogła prośba, groźba ani rozpaczliwe szamotanie pijanego zawodnika. Zadania nie ułatwiały jej wysokie buty, których nie mogła się pozbyć ze względu na coraz zimniejszą aurę i pojedyncze płatki śniegu. Westchnęła i ponownie przybliżyła się do siatkarza. Z grymasem stwierdziła, że absolutnie nie ma innego wyjścia i wymierzyła mu siarczysty policzek. Kilka sekund później poczuła, że prawa ręka zawodnika powoli podnosi się w kierunku obolałej twarzy i niechętnie pociera obolałe miejsce.
-Drzyzga błagam Cię, wysiadaj! - krzyknęła. -Wysiadaj, albo poprawię!.
Otworzył oczy i szybko je zamknął. Powtórzył czynność i wymamrotał kilka niezrozumiałych słów.
-Nareszcie. Daj rękę, naprawdę musimy Cię stąd wyciągnąć.
Podała mu dłonie, które on niechętnie złapał. Podniosła go do pozycji siedzącej i dała sobie kilka sekund na odpoczynek. Trzeźwy Drzyzga to jak spacer po niedogaszonym ognisku. Pijany Drzyzga to sprint przez niekończącą się pustynię.
-Co ja tu robię? - spojrzał na brunetkę i z trudem wyrecytował kilka słów.
-Upiłeś się na klubowej wigilii, uciekłeś przez moim ojcem, który z pewnością zdrowo by Cię prześwięcił i wpakowałeś tyłek do mojego samochodu. Potem zasnąłeś, a ja od piętnastu minut próbuję Cię stąd wyciągnąć.
-Uderzyłaś mnie! - zauważył i dotknął obolały policzek. -Bolało!
-Myślałam, że nie żyjesz - skłamała i ponownie schyliła się w kierunku tylnego siedzenia. -Musimy odprowadzić Cię do pokoju, rozumiesz? Zaraz muszę wrócić po ojca, a potem zabrać małą.
Z trudem wysłuchał brunetki i pokiwał głową. Procenty, które nadal tańczyły w jego głowie nie ułatwiały mu zadania. Ponownie złapał dłonie brunetki, która z niemałym trudem wydostała go z samochodu.
-Ważysz tonę
-Ty dwie
-Zostawię Cię przed drzwiami
-Oskarżę Cię o napaść i porwanie, uszczerbek na zdrowiu iii...
-Zabrakło argumentu? - zapytała i spojrzała na twarz siatkarza, która z koloru bladego przybrała odcień wściekłej zieleni. -Fabian, dobrze się czujesz?
-Odejdź, będę rzygał - wyrzucił, po czym pochylił się lekko w przód i zwrócił całą wigilijną kolację.
Odwróciła wzrok i zdusiła śmiech. Dorosły facet upił się na eleganckiej kolacji, ledwo trzyma się na nogach i wymiotuje jak szesnastolatek, który po raz pierwszy miał okazję spróbować nalewki dziadka. Przeniosła spojrzenie na siatkarza, który coraz mocniej ściskał jej lewe ramię. Odrzucając wahania, jakie zaczęły rodzić się w jej głowie, przytrzymała go mocniej w pasie i poczekała, aż skończy.
-Czuję się jak ostatni idiota - powiedział kilka minut później
-Jesteś ostatnim idiotą, nie możesz czuć się inaczej - odpowiedziała, podając mu chusteczkę. -A teraz naprawdę do domu, z Tobą jest gorzej niż z dzieckiem.
Zaprowadziła go do salonu, zaświeciła dużą lampę i podała szklankę wody. Omiotła spojrzeniem siatkarskie zwłoki i pokręciła przecząco głową. Już dawno nie musiała zajmować się tak przyziemnymi sprawami jak pijany znajomy.
-Jadę po resztę, postaraj się nie zabić i nie obudzić dzieci - powiedziała, gdy zawodnik rozłożył się na kanapie. -Koszmarnego poranka.
-Zuza?
Tak? - zapytała, jednak zamiast odpowiedzi usłyszała ciche chrapanie siatkarza.


*

-To jedno z najgrzeczniejszych dzieci jakie miałam okazję pilnować! Naprawdę, wszystkiego dobrego i polecam się na przyszłość.
Uśmiechnęła się i zamknęła drzwi za mamą Iwony. Przytuliła małą, która radośnie wyciągnęła malutkie rączki. Przeniosła nosidełko na górę, przebrała Julkę w ciepłe ubrania i położyła na łóżku. Przyglądnęła się dziewczynce, która wydawała się zmieniać każdego dnia. Duże, brązowe oczy coraz bardziej nabierały wyrazistości. Uśmiechnęła się i pocałowała córkę.
-Chodź mała, zobaczymy co u dziadka.
Gdy weszła na sypialni ojca i zobaczyła go śpiącego z otwartą buzią nie potrafiła ukryć rozbawienia. 
-Wiesz co Julka? Dziadziu chyba dzisiaj nie będzie w stanie się z nami pobawić.
Wyjrzała przez okno i spojrzała na zegarek. Dochodziło południe, więc do zmroku jeszcze sporo czasu. Temperatura i aura wydawała się nie odstraszać, więc postanowiła, że pójdą na spacer. Ubrała siebie i córkę i przez kolejne trzydzieści minut spacerowały ulicami Rzeszowa. Odwiedziły dwa najbliższe parki, zrobiły małe zakupy i wolnym krokiem wróciły do domu. Popołudnie należało do ulubionej pory brunetki. To jedyny czas, kiedy miała trochę wolnego i kilka godzin tylko dla siebie. Jak zwykle nakarmiła córeczkę, która po kilku minutach zapadała w popołudniową drzemkę. Zostawiła włączoną nianię w pokoju i zeszła z zakupami do kuchni. Zrobiła lekką sałatkę i postanowiła nadrobić zaległości w lekturach. Rozłożyła się w swoim łóżku i śledziła wzrokiem kolejne strony książki. Po kilkunastu minutach poczuła krótką wibrację w kieszeni spodni, która oznaczała przyjście nowej wiadomości tekstowej. Odblokowała ekran i przeczytała wiadomość od Ignaczaka
Chciałem wpaść i porządnie Cię wyściskać, ale wątpię, czy mógłbym już usiąść za kółkiem.
Wieczorem wyjeżdżamy do rodziców, więc nie pozostaje mi nic innego jak za pomocą tego badziewnego sms-a życzyć Ci Wesołych, ciepłych i naprawdę miłych Świąt.
Ucałuj Julię i pozdrów trenera.
I Drzyzga chce Twój numer. Myślałem, że się nie lubicie?

Ostatnie zdanie przeczytała dokładnie trzy razy. Dokładnie pięć razy zaczynała pisać sms-a i kolejne dwa razy odkładała telefon na szafkę.

Klubowe spotkania zawsze się tak kończą Igła. Nie udawaj zdziwionego :)
Pozdrów Iwonkę i dzieci, Wesołych Świąt!
Po co mu mój numer? 
Do zobaczenia za kilka dni.

Rozbolała ją głowa. Dopiero teraz, kilkanaście minut przed 16 odczuła skutki wczorajszego wieczoru i dzisiejszej nocy. Upewniła się, że mała nadal smacznie śpi i odłożyła książkę na szafkę. Po kilku minutach zapadła w głęboki sen.
_______________________________________________________________________________

Zapraszam do czytania, komentowania i oceniania - każda uwaga jest bardzo cenna :) 
Pozdrawiam, Majka. :) 

wtorek, 7 lipca 2015

Rozdział 7

Duża, drewniana szafa świeciła pustkami. Nie dbała o to, jak wygląda, ale prośba ojca wydawała się być głośnym błaganiem Zuzka, załóż coś innego niż dresy, proszę - wypowiedział po obiedzie i zamknął się z Julką w swoim gabinecie. Zrezygnowana spojrzała na czarną, koronkową sukienkę, którą dostała od ojca na zakończenie liceum.
Z niechęcią sięgnęła po materiał, obiecując sobie, że ten jeden, jedyny raz się poświęci i założyła na siebie strój, w którym miała spędzić kilka godzin przy klubowej kolacji jej ojca.


Spojrzała w odbicie lustra, co tylko pogłębiło jej melancholijny nastrój. Kiedyś, kiedy jeszcze była normalną dziewczyną, bez problemów, ran i bólu...wyglądała tak prawie codziennie. Roześmiana twarz, mnóstwo przyjaciół i strój, który podkreślał jej sylwetkę. Dzisiaj jej jedynym sposobem na pokazanie się światu jest dres i bluza, która maskuje każdy skrawek jej ciała. Usiadła przy kosmetyczce i głośno wypuściła powietrze. Prawie zapomniała, że istnieje tyle rzeczy, którymi można podkreślić swoją urodę. Nałożyła podkład, czarną kredką podkreśliła oczy, wytuszowała rzęsy, a usta zostawiła w swoim naturalnym, malinowym odcieniu. Rozpuściła długie, brązowe włosy i usłyszała głos ojca, który oznajmił, że pora wyruszać do Ignaczaków. Uśmiechnęła się do swojego odbicia i z przyklejonym, sztucznym wyrazem twarzy zeszła na dół.

***

Kończył wiązać długi, czarny krawat, gdy pod mieszkaniem jego przyjaciół zaparkował samochód trenera. Spojrzał przez okno, jednak jego ciche nadzieje i prośby nie zostały wysłuchane. Zza Kowala wyłoniła się brunetka wraz z córką. Kilka sekund później dobiegły go odgłosy powitania i słodkiego głosu Igły, który próbował zabawić młodą pannę Kowal. Nie miał ochoty na kolację, na życzenia i na uciążliwe towarzystwo dziewczyny. Było w niej coś tak tajemniczego i mrocznego, że samo myślenie o córce trenera przyprawiało go o dreszcze. Gdy usłyszał swoje imię dochodzące z salonu i prośby Iwony o jak najszybsze pojawienie się na dole - spasował. Wypuścił głośno powietrze i zszedł po długich, drewnianych schodach. Uśmiechnął się na widok Ignaczaka w garniaku i wyraził szczerą nadzieję, iż on wygląda w nim nieco lepiej.
-Nic mi nie mów, jak się zobaczyłem w lustrze to od razu miałem ochotę wskoczył w czerwone spodenki - skomentował zażenowany libero
-Nie każdy jest ładny, Krzysiu - dorzucił Kowal i przywitał się z rozgrywającym. - A gdzie Twoja druga, lepsza połowa?
Zaczęło się - pomyślał.Sto tysięcy pytań, milion zmyślonych odpowiedzi i współczucie w oczach kumpli z drużyny.Wiedział, po prostu wiedział,że ten punkt programu go nie ominie.
-Aktualnie sam tworzę swoją połowę - z udawanym rozbawieniem wyrzucił młody Drzyzga. - W zasadzie to nie potrzebuję dodatków, po co psuć coś, co jest idealne?
Nie był przekonany, czy dostatecznie dobrze zabrzmiał, jednak uśmiech Kowala i przyznanie mu racji podniosły go nieco na duchu. Był mu wdzięczny, że nie wnikał w szczegóły i odpuścił dalszą konwersację.
-To co, zbieramy się? - do przedpokoju weszła uśmiechnięta Iwona i przytuliła swojego męża. -Dzieci nakarmione, mama zaopatrzona w seriale i kabarety, możemy jechać.
-A Zuzka? - zapytał Kowal, lecz w tym samym momencie w drzwiach przedpokoju pojawiła się brunetka. 
-Jestem jestem, musiałam tylko wcisnąć te cholerne buty - wyrzuciła i wskazała na wysokie, czarne obcasy - Jak nie połamię się w nich w ciągu najbliższych dziesięciu sekund to uznam to za najbardziej szczęśliwy dzień od tygodnia.
Spojrzał na jej rozbawiony wyraz twarzy i nie mógł uwierzyć, że stoi przed nim ta sama osoba, którą poznał kilkanaście dni temu. Dopasowana sukienka, makijaż i pewne siebie spojrzenie zupełnie nie pasowały do dziewczyny, którą do tej pory mijał na hali. Jej spokojny wyraz twarzy uległ jednak zmianie, gdy spojrzała w jego stronę. Delikatny uśmiech ustąpił miejsca ... złości i przerażeniu? Nie potrafił określić zmiany, jaka zaszła w niej w ciągu kliku sekund. Odwrócił więc wzrok i zaproponował wyjazd do restauracji.

***

Zamknęła oczy i starała się uspokoić skołatane myśli. Nie powinna się tak czuć, nie tu, nie teraz, nie w towarzystwie tych ludzi. Wiedziała, że sytuacja sprzed kilku dni miała duży wpływ na jej uczucia, aczkolwiek nie usprawiedliwiało to odczucia strachu, jaki pojawił się w jej organizmie na widok rzeszowskiego gracza. Wiedziała, że go tam spotka, przygotowywała się na to cały dzień, jednak spojrzenie, jakim obdarzył ją zawodnik zaburzyło jej chwilowy spokój. Otworzyła samochód i usiadła za kierownicą. Żałowała, że zgodziła się na podróż jednym samochodem. Towarzystwo bruneta wyraźnie jej nie służyło, jednak postawiła opanować złe myśli i skupić się na drodze.
Po dwudziestu minutach jazdy znaleźli się na parkingu przed elegancką, z pewnością koszmarnie drogą restauracją. Uśmiechnęła się do ojca, który przez całą drogę próbował podnieść ją na duchu i zapewniał, że to będzie naprawdę udany i dobry wieczór.
-Skoro tak mówisz, to tak będzie -pocałowała ojca w policzek i razem z resztą znajomych udała się w kierunku budynku.
Tak jak myślała, wnętrze restauracji ociekało drogimi dekoracjami i podniosłą atmosferą. Idealnie dopasowana kolorystyka, błyszczące się sztućce i lśniący parkiet onieśmieliłby każdego zwykłego śmiertelnika. Dzięki Bogu, że zrezygnowałam z tych dresów - pomyślała i podziękowała ojcu, że zmusił ją do założenia czarnej sukienki. Spojrzała na zawodników i ich osoby towarzyszące. Tak wiele brakowało jej do tego idyllicznego obrazka, jaki malował się przed jej oczami. Odsunęła jednak od siebie tę myśl i zasiadła przy ojcu na środku dużego, białego stołu. Ogarnęła wzrokiem salę i uśmiechnęła się do wysokiego bruneta, który z szczerą radością wymachiwał ręką na jej powitanie. Poklepał po ramieniu swojego kompana i wskazał ręką na brunetkę. Po chwili stali już obok niej i zamykali ją w szczelnym uścisku.
-Zuuuuza, jak Ty niebotycznie wyglądasz! - wyrzucił z siebie Lotman i ponownie przytulił dziewczynę.-Tak się cieszę, że przyszłaś, rezerwuję pierwszy taniec!
-Jak to taniec? - zdziwiła się -To przypadkiem nie miała być kameralna wigilia?
-Jest kameralna...tylko trochę po naszemu - odparł i wskazał na mały parkiet przygotowany w zagłębieniu eleganckie restauracji. -Jest też alkohol, nasz ulubiony!
Dziewczyna spojrzała pod stół i wybuchnęła niepohamowanym śmiechem. Zapasy, jakie przygotowała grupa zawodników przypominały raczej ekwipunek na wiejskie wesele, niż elegancką wigilię klubową. Pokręciła przecząco głową i przypomniała mu o dziecku.
-No to..nie nakarmisz jej, to znaczy..no..wiesz no, nakarmisz ją mlekiem z butelki - zakłopotał się zawodnik i błagalnym wzrokiem spojrzał na dziewczynę -Zuz, brakuje mi naszych szybkich szotów!
-Może zamiast sprowadzać mnie na drogę alkoholizacji przedstawiłbyś mi swojego kumpla? - ucięła temat i przeniosła spojrzenie na zawodnika, którego do tej pory nie miała okazji poznać.
-Taki właśnie z niego przyjaciel - odparł perfekcyjnym angielskim i wyciągnął rękę w jej kierunku - Marko, bardzo mi miło.
Wymienili się uściskami dłoni i nieśmiałymi uśmiechami. Prośby Lotmana odnośnie spożywania napojów alkoholowych przerwał doniosły jak zwykle głos trenera rzeszowskiej drużyny, który poprosił wszystkich o zajęcie swoich miejsc i chwilową uwagę.
-To już kolejna klubowa wigilia, na jakiej mam zaszczyt zabrać głos - zaczął Kowal. -Jak co roku, dziękuję Wam za wspaniałą współpracę i proszę o kolejne miesiące wytrwałości i cierpliwości w stosunku do mojej osoby. Po sali rozciągnęły się ciche odgłosy śmiechu. -Mam nadzieję, że nadchodzący rok będzie jeszcze bardziej udany niż teraźniejszy. Życzę wam wszystkiego dobrego - nie tylko sportowo, ale także prywatnie - zakończył.
Podniosła się i przytuliła ojca, któremu tak wiele zawdzięczała. Spojrzała na opłatek i podzieliła się nim z mężczyzną.
-Jeszcze więcej sukcesów, jeszcze więcej zdrowia i szczęścia, tatku.
-Jeszcze więcej uśmiechu, jeszcze więcej radości i miłości, córeczko.
Uśmiechnęła się do ojca i spojrzała w kierunku Igły, który niecierpliwił się przy jej prawym boku. Przytuliła przyjaciela, jego żonę, a następnie kilkanaście innych osób,z którymi nie łączyło jej nic poza formalnymi, grzecznościowymi uściskami dłoni. Wracając na swoje miejsce wpadła na Drzyzgę, który równie zmieszany jak i ona - starał się ewakuować na swoje bezpieczne miejsce. Spojrzeli na siebie i oboje wydali niemy jęk przerażenia i zawodu. Nurtującą ciszę przerwał zawodnik, wyciągając dużą dłoń w kierunku drobnej brunetki.
-Przepraszam za ostatnią...za ostatnie sytuacje - wydusił i podniósł wzrok na dziewczynę. -Przesadziłem, nie miałem prawa tak się zachowywać. 
Spojrzała na zawodnika i poczuła się wyjątkowo dziwnie. Nieśmiało uścisnęła wyciągniętą dłoń i lekko uśmiechnęła się w kierunku gracza.
-Ja też przepraszam, wcale nie uważam PANA za gwiazdę - zaakcentowała ostatnie wyrazy i z rozbawieniem śledziła zmieniający się wyraz twarzy Drzyzgi.
-Czasami mam wrażenie, że nigdy Was nie zrozumiem- odparł. -Fabian, po prostu Fabian.
-Zuzka, wystarczy Zuzka.
Spojrzała na złączone dłonie i szybkim ruchem odsunęła się od siatkarza. Z przepraszającym wyrazem twarzy wyminęła bruneta i usiadła na swoim miejscu. Kilka sekund później na salę zaczęto wnosić potrawy i rozpoczęła się kolacja. Odkąd usiadła, czuła na sobie czyjś wzrok. Kilka razy podnosiła głowę, jednak dopiero za czwartym razem dostrzegła wzrok serbskiego przyjmującego. Uśmiechnęła się w jego kierunku i wróciła do barszczu z uszkami.
-Igła? - zagadnęła w kierunku libero. -Ten cały Marko, ten z Serbii, co to za typ?
Libero spojrzał na brunetkę i wzruszył ramionami
-No gra u nas od początku sezonu - wykrztusił i powrócił do pierogów. -Jezu, świetne są, nauczysz Iwonkę takich?
-Ma żonę, prawda? - dopytywała
-Nie ma, nie ma. Wolny jak strzała podobno. Ej, a próbowałaś tych pasztecików? Swoją drogą, co to za pomysł z pasztecikami na wigilię?
-Igła, on od godziny lustruje mnie wzrokiem!
Libero spojrzał na nią jak na wariatkę, po czym zakrztusił się czerwonym barszczem, wylewając połowę na śnieżno biały obrus. Zaklął pod nosem i ponownie spojrzał na brunetkę. Nie żartowała, co więcej, nie wyglądała jakby miała ochotę na żarty. Przeniósł wzrok dalej, w kierunku sali tanecznej, gdzie Marko i Lotman rozpoczynali konsumowanie jednej z przemyconych butelek drogiego trunku. Nie myliła się. Jego kumpel z drużyny co kilka sekund odwracał wzrok w kierunku dziewczyny i starał się natrafić na jej przelotne spojrzenie.
-Chyba wpadłaś mu w oko, kruszynko
Popatrzyła na niego spod przymrużonych rzęs i popukała się w czoło.
-Idź i powiedz mu, że mam kilkumiesięczne dziecko w domu, przejdzie mu szybciej niż się zaczęło - odpowiedziała i wstała od stołu. - Muszę do toalety.
Przemyła twarz zimną wodą i od razu zbeształa się za to w myślach. Zmyłaś całą tapetę, kretynko. Popatrzyła na swoje odbicie w lustrze i z ironią spojrzała w twarz swojemu wizerunkowi. Masochistyczną ucztę przerwało jej głośne pukanie do drzwi i rozpaczliwe okrzyki amerykańskiego zawodnika.
-Zuza, obiecałaś, że zatańczymy!
Otworzyła drzwi i przyjrzała się siatkarzowi. Gdyby nie próby mówienia po polsku, prawdopodobnie nie zauważyłaby, że ma na sumieniu kilka kieliszków białego trunku. Pokręciła głową i udała się na salę główną, gdzie pierwsze śmiałe pary podrygiwały w takt muzyki.
-Loti, naprawdę?- błagalnym wzrokiem spojrzała na przyjmującego.
-Mhm - wydusił zawodnik i ukłonił się przed brunetką. -Zechce Pani uczynić mi ten zaszczyt?
Podała mu rękę, czego żałowała już kilkanaście sekund później.O ile zawodnikiem był wyśmienitym....taniec nie był jego najmocniejszą stroną. Po dwóch piekielnie szybkich piosenkach była już cała podreptana i wyobijana.
-Paul, moja kolej.
Odwróciła się w kierunku dobiegającego głosu i ujrzała serbskiego przyjmującego. Nie była zadowolona z takiego obrotu sprawy, jednak kolejna ucieczka w jej życiu przysporzyłaby jej dodatkowych powodów do samozagłady swojej osobowości, a tego miała serdecznie dość. Pozwoliła więc siatkarzowi zająć miejsce Lotmana i poprowadzić się do nieco wolniejszej melodii.
-Jak Ty to wytrzymałaś?- zapytał i uśmiechnął się - On wywraca sam siebie, nie mówiąc już o partnerowaniu.
-Dla przyjaciół wszystko - odparła.
Musiała przyznać, że czuła się wyjątkowo dobrze. Lekkie ruchy i dystans, jaki zachowywał zawodnik działały kojąco na umysł i ciało brunetki. Przy kolejnych piosenkach okazał się znakomitym tancerzem, rozmówcą i komikiem. Po kilkunastu minutach nie wiedziała już, czy bardziej zmęczyły ją szybkie rytmy czy ciągły śmiech z opowiadań serbskiego zawodnika.
-Okej, okej, muszę odpocząć, naprawdę Marko - wydusiła. 
Sięgnęła po szklankę wody, gdy jej wzrok przykuł siedzący na końcu stołu Drzyzga. Siedzący to słowo użyte nad wyraz. Rozgrywający Mistrzów Polski ledwo utrzymywał się na stołku i nikłym wzrokiem wpatrywał się w pustą butelkę po alkoholu. Odszukała wzrokiem ojca i z ulgą stwierdziła, że tańczy z żoną Ignaczaka. Pewnym krokiem ruszyła w kierunku Drzyzgi i usiadła na krześle obok.
-Rozegrałeś to sam, czy miałeś jakiegoś przyjmującego do pomocy? - zapytała i wskazała na pustą butelkę.
-Sam, bo co? - odpowiedział brunet przeczesał dłonią twarz. -Nie wolno?
Spojrzała na jego zmęczone oczy i drżące ręce.
-Dasz radę wstać? - zapytała i sama podniosła się do pozycji stojącej. -Jedziemy do domu.
-Popatrzył zdziwiony na brunetkę, jednak  nie protestował. Przeczesał wzrokiem parkiet, a gdy jego wzrok napotkał trenera uzmysłowił sobie, że gdy zobaczy go w takim stanie, przerwa świąteczna z pewnością nie będzie należała do najspokojniejszych. Z trudem podniósł się z krzesła, założył marynarkę i podążył za dziewczyną.
-Ale nie wywieziesz mnie na drugi koniec miasta, co? - zapytał wsiadając do samochodu.
-Chciałabym- pomyślała, kręcąc równocześnie przecząco głową.-Odstawię Cię do Ignaczaków, potem wrócę po resztę towarzystwa.

_________________________________________________________________________________

Zapraszam do czytania i komentowania :))
Pozdrawiam, Majka! :) 

sobota, 16 maja 2015

Rozdział 6

Powroty do przeszłości nie należały do najłatwiejszych. Jej powroty do czegokolwiek okazywały się być najtrudniejsze. Drogę do domu pokonała w szybkim, niespokojnym tempie. Nie płakała, nie biegła, nie krzyczała. Z bladą twarzą i szybko bijącym sercem przemierzała kolejne ulice z wózkiem przed sobą, by z niemałym zdenerwowaniem otworzyć drzwi domu i bezsilnie osunąć się na ziemię.
Wróciło. To, co miało odejść, wróciło.


***

Nie przejmował się, to nie w jego stylu. Nie denerwował się tym, co zobaczył, on nie był taki. Nie potrafił jednak przestać myśleć, a to gorsze, niż wszystkie wyrzuty sumienia razem wzięte. Analizował to, co wydarzyło się godzinę temu i nie mógł zrozumieć zachowania, jakie zobaczył u młodej kobiety. Nie zdziwiło go to specjalnie - od początku nie rozumiał niczego, co dotyczyło tematu brunetki. Jednak to, co zobaczył przed chwilą wcisnęło się w jego pamięć na tyle, by dodać mu kolejnych powodów i argumentów do nieprzespanej nocy. Która to już z rzędu? Nie pamiętał, nie liczył, nie chciał nawet o tym myśleć. Miał problemy wszędzie, na każdej linii swojego życia. W pracy, domu, przyjaźni i miłości. Uśmiechnął się rozgoryczony. Domu i miłości nie miał już przecież od kilku dobrych dni.


***

Ukołysała dziewczynkę i opadła na łóżko. Skuliła się, zamknęła oczy i pozwoliła sobie kolejną chwilę słabości. Pomimo tego, że wiedziała, iż sytuacja sprzed kilku godzin była czystym przypadkiem i zdarza się wszystkim normalnym ludziom, od powrotu do domu nie mogła uspokoić rozbieganych myśli. Spojrzała na nadgarstek, rozmasowała niewidzialną ranę i poczuła jeszcze większą niechęć do rozgrywającego rzeszowskiej drużyny. Otarła kilka łez, usiadła na łóżku i postanowiła zdusić cały ból w sobie. Boli mniej, niż za pierwszym razem - pomyślała.



-Chciałbym, żebyś tam ze mną poszła.

Słyszała to zdanie trzeci raz dzisiejszego wieczoru i nadal nie potrafiła zmienić reakcji, jaką mimowolnie proponował jej organizm. Skrzywiona mina, odwracanie się plecami i przypadkowe nasłuchiwanie płaczu Julki odczytał więc bez problemu i postanowił nie dawać za wygraną. Kowalowie od zawsze słynęli z dużej pewności siebie i uporu.

-Podaj mi chociaż jeden sensowny powód, dla którego miałabyś zostać w domu?

-Mam dziecko? - rzuciła od niechcenia i wróciła do przygotowywania kolacji. - Mam dziecko i brak ochoty na takie imprezy, tato.

-Wszyscy będą tam z rodziną - odpowiedział i spuścił głowę. -Ja nie mam nikogo oprócz Was. Nie zmuszaj mnie do pójścia tam w pojedynkę, bo dobrze wiesz, że odpuszczę razem z Tobą.

Poczuła żal, współczucie i narastający ból, kolejny ból dzisiejszego dnia. Smutna twarz ojca i zaszklone oczy dały upust jej kumulowanym od dawna emocjom.

-Dobrze, pójdę - powiedziała, gdy uspokoiła oddech i skołatane nerwy. - Pójdziemy tam razem, ale co z małą? Przecież nie zabiorę jej na kolację klubową, to mało odpowiednie miejsce dla niemowlaka.

-Rozmawiałem z Krzyśkiem, przyjeżdża mama Iwonki i zajmie się jego pociechami...Jedno dziecko nie zrobi jej różnicy - nieśmiało zaproponował trener.

Uśmiechnęła się i pokręciła z niedowierzaniem głową. - Zaplanowałeś to! - krzyknęła i ponownie usiadła na kolanach ojca. -Niezły jesteś w te klocki, kombinatorze.

-Jak się ma taką córkę to grzech się nie nauczyć - stwierdził, uciekając przed ciosem brunetki. - Miłej nocy kochanie!

Kochała go. Kochała i żałowała, że zostawiła na tak długi czas samego. Ojciec i córka to jedyne osoby, przy których zapomina o problemach i bólu. Mam rodzinę, jestem szczęściarą - z tą myślą zasnęła.


***

Kanapa w mieszkaniu Ignaczaków powoli zaczynała doskwierać dużym kończynom siatkarza. Pozginane nogi i bolące plecy odbijały się na samopoczuciu zawodnika, które i bez tych atrybutów nie przekraczało progu stabilności. Radość ze zbliżających się świąt była więc oczywista. Kilka dni wolnego spędzi w rodzinnym domu, we własnym domu, łóżku i pokoju, gdzie odpocznie i pomyśli nad wszystkim, co od kilku tygodni zaprząta jego umysł. Do ogarnięcia została już tylko klubowa wigilia, która nie ukrywając- była mu potrzebna jak pływakowi sanki. Pocieszał się jednak tym, że to ostatni wieczór, że potem spakuje się i nareszcie da odpocząć od siebie Krzyśkowi i jego rodzinie, która na pewno nie czuła się komfortowo w obecnej sytuacji.
Wypił kawę, założył dres i postanowił pobiegać po rzeszowskich parkach. Pomimo tego, że od początku sezonu nie spotkało go tutaj zbyt wiele miłych rzeczy, rozgrywający lubił te miejsca. Nawet podczas zimy aura sprzyjała na tyle, by bezpiecznie porozciągać wszystkie mięśnie. Po treningu wrócił do mieszkania kumpla, wziął prysznic i dołączył do znajomych, którzy zaczynali jeść śniadanie.

-No i koło 18 wpadną zostawić małą, więc postaraj się tak zaplanować czas, żebyśmy nie musieli na Ciebie czekać.

-Na mnie? Kobieto, ja nawet dziesięciu minut nie potrzebuję, i tak będę wyglądać rewelacyjnie.

-Miałam na myśli prysznic Krzysiek, nie idziesz na trening, tam nikt nie będzie spocony.

-Zarzucasz mi, że się nie myję?!

-Skądże, po prostu nie zapomnij, że woda to życie.

Gdyby miał dobry humor, z pewnością opowiedziałby to pozostałym kumplom z drużyny. Uwielbiał ich poranne, popołudniowe i wieczorne ,,kłótnie". Oboje z ciętymi językami, jednak dla siebie byli gotowi zrobić wszystko. 

-A Ty co o tym myślisz, Fabian?

-Ja? Ja...Ja zamyśliłem się troszkę - z przepraszającą miną spojrzał na kobietę, która z niezadowoleniem pokręciła głową.

-Od tego padaczki można dostać. Jedziemy na dwa samochody czy jeden?

-To nie zmieścimy się w trójkę do jednego? - podniósł brew i zdziwiony spojrzał na przyjaciół.

-Ty w ogóle słuchałeś nas przez ostatnie kilka minut?- zapytał Krzysztof, jednak mina rozgrywającego ucięła wszelkie spekulacje. -Dobrze, więc powtórzę, o 18 wpada Kowal z Zuzką i zostawiają małą pod opieką mamy Iwony. Trener pyta, czy jedziemy razem z nimi, czy ciągniemy swój wózek.

-To córka Kowala też będzie? - zapytał głośniej, niż planował, co przyciągnęło pytające spojrzenie Iwony. Uśmiechnął się nieznacznie i pozostawił wybór małżeństwu, sam dokończył śniadanie i posprzątał ze stołu. Nie spodziewał się, że ostatni dzień w Rzeszowie przed wyjazdem do rodzinnego miasta będzie jeszcze gorszy, niż kilka wcześniejszych. Perspektywa spotkania brunetki denerwowała go i niepokoiła równocześnie. Brawo Fabian, to z pewnością będzie kolejny, udany wieczór. Trzymaj tak dalej, a zamiast w play-offach skończysz na oddziale bez klamek- pomyślał młody rozgrywający i wyruszył w poszukiwaniu garnituru na wieczorną kolację.

_________________________________________________________________________________

Zapraszam i pozdrawiam, Majka! :) 

niedziela, 8 lutego 2015

Rozdział 5

-Igła, kurwa, odłóż ten telefon i weź się za bieganie, bo znowu skończymy tak jak w zeszłym tygodniu

-Wszystko pod kontrolą, zamontowałem mu GPS-a, jak będzie zmierzał na salę to wszystkich uprzedzę.

-Igła, nie żartuję, nie mam zamiaru kisić się tutaj przez Twoje głupie pomysły, rusz to tłuste dupsko i zapieprzaj do przodu

-Co Ty taki nerwowy przyjacielu, muszę Ci powiedzieć, że...

Ale Krzysztof nie zdążyły opowiedzieć ani o historii wyczytanej na Pudelku, oni o spalonej zapiekance, którą zaserwował mu wczoraj jego nowy współlokator - Fabian F. Krzyk, a raczej ryk zmroził wszystkim krew w żyłach, a to za sprawą gardła, z którego pochodziły nieprzyjemne dźwięki. Po raz trzeci w tym tygodniu zdenerwowali Kowala - a był dopiero wtorek.

-GPS-a? - z zrezygnowaniem dopytywał Lotman. -Stary, Ty sobie mózg zamontuj.

Ostatnie dni przed świętami dłużyły im się w nieskończoność. Kowalowi - bo chciał już zakończyć pierwszą rundę rozgrywek i ze spokojem odpocząć z córką i wnuczką. Zawodnikom - bo marzyli o prawdziwym jedzeniu i wypiciu kieliszka (lub siedmiu) wina i oderwaniu się od sportu.

-Plan jest prosty - po 10 karnych kółkach przemówił trener - Jutro mecz, pojutrze poranny trening i wieczorem klubowa wigilia. Obecność jak zwykle obowiązkowa.

-A jak kogoś nie będzie? - zza grupy zawodników wyłonił się Piter.

-Jak kogoś nie będzie to trenujecie w Wigilię, Sylwestra i Nowy Rok.

Milion złowrogich spojrzeń padło w kierunku Nowakowskiego, który wzruszył bezradnie ramionami i stwierdził, że jemu i tak wszystko jedno, bo on nie lubi świąt.

-Nie jesteś sam, baranie! - wykrzykiwał Ignaczak. -Ja chcę Nowy Rok przywitać, porządnie żonę wytańczyć, idziesz na klubową wigilię czy Ci się to podoba, czy nie!

-A muszę w garniturzeeee? - z miną zbitego psa dopytywał środkowy bloku. -Ja tak niechlujnie wyglądam w garniturach

-Bo niby bez nich wyglądasz inaczej - ściszonym głosem odpowiedziała połowa zawodników, po czym zgodnie stwierdzili, że garniak w wypadku Pita jest najbardziej zbędną rzeczą w całym podkarpackim wszechświecie.


*


-Jedno, piąte, pięćdziesiąte... - wyliczyła brunetka. -Boże, przecież nas jest tylko dwójka.

Zuza ogarnęła wzrokiem kuchnię i wybuchła śmiechem. Od kilku godzin lepiła uszka, pierogi i inne smakołyki, które już niebawem miały pojawić się na wigilijnym stole. Nadmiar obowiązków i mała liczba rąk do pomocy sprawiły, że potrawy musiały zostać przygotowane wcześniej. Zostawienie tego na ostatnią chwilę przynosiło ryzyko, iż w ogóle zabraknie ich na uroczystej kolacji.

-Zuz, jestem! - krzyknął wchodzący do domu trener Kowal. -Mówię Ci, jak z dziećmi. Krzysiek znowu się obija, Lotman wali po autach jakby mu za to płacili, a Piotrek od wczoraj opowiada takie głupoty, że jestem skłonny podejrzewać go o zażywanie niedozwolonych środków. O matko, a co to?

Mierzyli się wzrokiem przez kilka sekund, po czym oboje zanieśli się głośnym śmiechem.

-Ale przecież kolacja dla klubu jest z kateringu dziecko, mówiłem Ci

-To dla nas tato, tak trochę...mnie poniosło?

-Trochę, trochę to ja zaskoczony jestem - odpowiedział Kowal i z uśmiechem podszedł do blatu, na którym porozkładane były wszystkie pyszności świata. -Wiesz, że tego jest o dużo za dużo?

-Przynajmniej głodni nie będziemy - odparła brunetka i wróciła do lepienia pierogów.

*
Kręcił się po uliczkach Rzeszowa i bez celu zmierzał przed siebie. Próbował ułożyć jakiś plan, znaleźć jakieś rozwiązanie, ale od kilku dni jego mózg zdawał się być biernym uczestnikiem jego życia. Od tygodnia pomieszkuje u swojego kumpla z drużyny. Żeruje na jego dobrym sercu i z pewnością coraz bardziej ciąży jego bliskim. Jego życie prywatne obumiera, o ile kiedykolwiek można było go określić w inny sposób. Na domiar złego, jego dyspozycja sportowa również zdawała się falować. Dobre mecze przeplatał przeciętnymi, czasami wręcz tragicznymi. Na ostatnim treningu pięć razy odgwizdano mu podwójną - a zrobił to fizjoterapeuta, co tylko wzmocniło definicję paradoksu. Przechodząc obok jednego z wielu osiedli w Rzeszowie, usłyszał znajomy głos, który z dużym natężeniem zbliżał się w jego kierunku. Po kilku sekundach zauważył sylwetkę brunetki, która z wózkiem i kilkoma siatkami zakupów próbowała przedostać się na drugą stronę ulicy.

-Julka, mama nie jest słoniem towarowym, pięć minut i będziemy w domu, bądź grzeczną dziewczynką.

Próbowała już wszystkiego. Z punktu widzenia fizyki - już dawno powinna wylądować na chodniku i zbierać porwane siatki z zakupami. Fizyka to jednak nie wszystko - stwierdził siatkarz i z bijącymi się myślami podszedł do dziewczyny.

-Może pomogę? - pewnym tonem zapytał i zmierzył wzrokiem dziewczynę.

-Nie sądzę, aby była taka potrzeba - odparła Zuza i poprawiła spadającą z jej ramienia torbę. -Poradzę sobie.

Przez kilka sekund patrzyli na siebie złowrogo, po czym siatkarz parsknął śmiechem i pokiwał z niedowierzaniem głową.

-Mała, myślisz, że jak poprosisz o pomoc to Ci korona z główki spadnie? - ironizował. -Dalej się dąsasz za tę kawę? To Ty wylałaś ją na mnie, powinienem wysłać Ci rachunek za pralnię

-Adres ojca znasz, więc w czym problem? - z rosnącą irytacją dopytywała brunetka -A może koperty nie potrafisz zaadresować, co? 

Chciała dodać jeszcze kilka rzeczy, jednak uniemożliwił jej to ból, jaki poczuła na prawym nadgarstku. Spojrzała na rękę, która oplatała jej nadgarstek i poczuła falę gorąca, która zalewała całe jej ciało. Słyszała głos rozgrywającego, który coraz mocniej zaciskał dłoń na jej ręce, ale nie potrafiła poukładać myśli i wydobyć z siebie ani jednego słowa. Przed oczami znowu miała ten feralny dzień, który zmienił całe jej życie. Poczuła się osaczona i bezbronna, bezbronna na tyle, by nie odezwać się ani jednym słowem. Silne szarpnięcie spowodowało, że uwolniła się z uścisku siatkarza. Próbowała uspokoić oddech i przekonać samą siebie, że wszystko jest w porządku, że nic się nie stało. Drżącymi rękami złapała za wózek i z zamiarem wyminięcia zawodnika zrobiła kilka kroków w prawo.

-Zuza, co się stało? - usłyszała głos rozgrywającego. -Wszystko w porządku?

-Zejdź mi z drogi, proszę Cię, odsuń się i pozwól mi odejść - wyszeptała i błagalnym wzrokiem spojrzała na siatkarza. Po kilku sekundach szybkim krokiem oddaliła się od zawodnika, który zdziwiony zachowaniem brunetki przez długi czas nie mógł ruszyć się z miejsca.

*

_____________________________________________________________________________

Sesja za mną. Z ręką na sercu przyznam się, że matura w porównaniu ze studiami to pikuś. Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam, ale przez nawał egzaminów spałam po 4 godziny -_-
Teraz mam ferie, dłuuuuugie ferie, więc obiecuję nadrobić zaległości. Spodziewajcie się duuuużo Fabiana i duuuużo Zuzanny!
Pozdrawiam i zapraszam do komentowania, Majka :) 

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział 4

Minuty dłużyły się godzinami, godzina ciągnęła się latami. Uwielbiała sport, mogła pochłaniać jedną akcję kilkanaście razy na ten sam, fascynujący sposób, ale dzisiejszego dnia czuła się nieco zniecierpliwiona i rozdrażniona. Do szału doprowadzała ją polityka ojca, który trzykrotnie zmieniał godziny zakończenia treningu, by poćwiczyć po raz setny ten sam element. Jedyną atrakcją była Julka, która z każdym dniem zdawała się czuć i rozumieć więcej. Pomimo jej drobnego wyglądu i zaledwie kilku miesięcy, dziewczynka zaskakująco szybko poszerzała swoje horyzonty. Zaledwie w dwa dni zaakceptowała nowego osobnika w codziennym funkcjonowaniu, co więcej - przyniesiony do domu pies wywołał w niej tyle uśmiechu i radości, jak żadna rzecz do tej pory.

-Jak będziesz grzeczna, to mamusia zabierze Cię do twojego ulubionego wujka - szepnęła do córeczki, która radośnie rozglądała się po hali.

Brunetka przeczesała wzrokiem obiekt w poszukiwaniu ściennego zegara. Według planu, już 30 minut temu powinna opuścić Podpromie. Nadzieja matką głupich - pomyślała i odszukała wzrokiem rzeszowskiego libero. Kim był Krzysztof Ignaczak? Człowiek zagadka - i to dosłownie. Ojciec, przyjaciel i najbardziej irytujący człowiek na świecie w jednej, jak dla niej całkiem wysokiej osobie. Niezliczone pokłady głupoty i szaleństwa mieściły się w głowie tego zawodnika, a inteligencja i niepojęta miłość idealnie komponowały się w jego cechy osobowości, razem tworząc obraz najbardziej nieprzewidywalnego osobnika w całym województwie Podkarpackim. Gdy wspominamy twór natury ludzkiej dojrzał wpatrzoną w niego dziewczynę, z uśmiechem na ustach pomachał w jej kierunku i z premedytacją przedrzeźniał każdy ruch jej ojca. Klasyka, to akurat klasyka- z szczerym rozbawieniem stwierdziła Zuza. Uwagę od ciągle wygłupiającego się Ignaczaka oderwało dość mocne zamknięcie drzwi i równie głośne przekleństwo. Odwróciła głowę w stronę dochodzących dźwięków, by zarejestrować obraz wysokiej, szczupłej, długonogiej brunetki, która pewnie zmierzała w kierunku centrum siatkarskiego boiska. Kobieta wbiła wzrok w zawodników i usiadła kilka rzędów pod sektorem Zuzanny, nerwowo penetrując wnętrze swojej gustownej, z pewnością obrzydliwie drogiej torebki. Po kilka zwinnych ruchach musiała znaleźć swoją zgubę, bo zakładając nogę na nogę rozsiadła się na niebieskim krzesełku i dokładnie lustrowała każdy centymetr pomarańczowego boiska.

I ponownie każda minuta dłużyła się niczym godzina, a godzina niczym minuta. Perspektywa leniwego spędzania popołudnia w jednym miejscu nie przypadła do gustu córce Zuzanny, która po godzinie snu dała w końcu o sobie znać. Płacz i niezadowolenie dziewczynki dotarły do nienagannego słuchu trenera Kowala, który natychmiast zarządził koniec treningu i zaprosił ich na kolejny, z pewnością równie owocny zestaw ćwiczeń.

-Jesteś potwornie głodna, widzę to po twoich piekielnie złych oczach - stwierdziła brunetka i odszukała w nosidełku butelki z mlekiem. -Podziękujesz w domu dziadkowi, tylko tak porządnie - z uśmiechem mówiła do córki, która zadowolona z porcji witamin radośnie gaworzyła i machała rączkami.

,,Rozmowa" Zuzy z córką i płacz dziewczynki zwróciły uwagę również wysokiej kobiety, która dyskretnie przyglądała się matce i córce. Po chwili zastanowienia odkręciła głowę na wprost dwójki, dokładnie analizując wygląd obu z nich. Gdy spojrzenia kobiet skrzyżowały się, nieznajoma posłała w kierunku Zuzy nikły uśmiech i wróciła do obserwowania boiska.

Kilka minut później, na schodkach pojawił się wyczekiwany osobnik. Uśmiechem przywitał się z nieznajomą i podbiegł do Zuzy, radośnie ściskając ją i zadowoloną już Julkę.

-Mała, masz u wujka lizaka! Gdyby nie Ty, jeszcze z godzinę wylewalibyśmy wiadra potu - mówił do dziewczynki, która z zaciekawieniem przyglądała się jego twarzy. -Ty, Zuzka, weź wpadaj częściej, koniecznie z głodną królewną.

-Chcesz żeby mnie ojciec wydziedziczył? - z powątpiewaniem odparła brunetka. -Tu się puknij - odparła i wskazała na spocone czoło zawodnika. - O matko, albo najpierw się umyj.

-Nie mów mi jak mam żyć - płynnie wyrecytował znany tekst z bajki, po czym zabrał od Zuzanny torbę z nosidełkiem i wskazał kierunek wyjścia z hali.

Idąc w kierunku wyjścia i kłócąc się z Igłą o wszystkie głupoty podkarpackiego świata, na drodze do samochodu spotkali nieznajomą kobietę, która żywo gestykulowała i krzyczała w kierunku mężczyzny. Ku niemałemu zdziwieniu brunetki, okrzykiwanym facetem okazał się nie kto inny jak bufon nadęty, Drzyzga junior pierwszy. W milczeniu przeszła obok nadal kłócącej się pary i wsiadła do wygodnego samochodu Ignaczaka.

-Igła, co to za babka? - wskazała wzrokiem na wysoką brunetkę. -Ta, co tak szarpie Drzyzgę.
Libero przeniósł wzrok na szarpiącą się parę i pokręcił głową.

-Aśka, dziewczyna Fabsa- odparł i odpalił silnik samochodu.

To coś ma dziewczynę? Na Boga, uciekaj gdzie pieprz rośnie  - pomyślała brunetka i podgłośniła radio w samochodzie rzeszowskiego zawodnika.

*

-Ma Twoje oczy, Twój uśmiech, Twój nosek... Zuzka, ona jest wierną kopią samej Ciebie!

Lubiła słuchać. Szczególnie tego, że jej własna córka jest tak podobna do niej samej. Widziała to każdego dnia, jednak potwierdzenie tej wiadomości z ust osób trzecich napawało ją pozytywną dawką energii i niespodziewanego optymizmu.
Lubiła też przebywać w mieszkaniu państwa Ignaczaków. Kochająca się rodzina, idealna pod każdym, nawet najmniejszym względem. Mąż, żona, dzieci. Rybki, kot i pies. Kuchnia, salon, jadalnia i sypialnia. Każdy element tej układanki był ze sobą nieopisanie mocno powiązany i sprawiał wrażenie nierozerwalnego. Ciepło, poczucie bezpieczeństwa, spokój. Rodzice zapewnili dzieciom to, czego ona nigdy nie będzie mogła ofiarować swojej córce - pełnej i szczęśliwej rodziny.

-Jak sobie dajesz radę...z tym wszystkim? - zapytała Iwona, gdy Julka trafiła w objęcia Ignaczaka i jej potencjalnego małżonka - Sebastiana.

Brunetka spojrzała na przyjaciółkę i zamknęła oczy, by zatrzymać pojedynczą łzę próbującą wydostać się z oczu.

-Jak sobie radzę? Nie radzę sobie w ogóle. Ani miesiąc temu, ani tydzień temu, ani nawet dzisiaj. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym chociaż w połowie dać jej to, co posiada połowa dzieci na tym świecie. Jestem najbardziej beznadziejną matką na kuli ziemskiej, Iwona.
I opowiedziała jej o wszystkim. O przerażającym bólu, bezsenności i poczuciu beznadziejności. O tym, że nadal boi się własnego cienia, a na spacery z mała Julką wychodzi tylko wtedy, gdy na zewnątrz jest pełno ludzi i na niebie góruje słońce. Opowiedziała jej o swojej codziennej walce, którą stacza sama ze sobą. Na końcu opowiedziała jej o miłości, miłości do córki, która jako jedyna trzyma ją przy życiu i nadziei na lepsze jutro.

Iwona milczała tak długo, jak potrzebowała tego brunetka. Współczuła jej, zresztą jak wszyscy, którzy znali jej historię. Porzucona i zgwałcona dziewiętnastolatka, której odebrano plany, marzenia, ciepło i dom. Opuszczona dziewczyna, która przez 8 miesięcy rozstawiała towar na półkach w spożywczaku tylko po to, by zapłacić za czynsz i ugotować obiad na następny dzień. Nie wiedziała co powiedzieć, bo nikt nie wiedział co powinien powiedzieć. Zuza nie potrzebowała jednak słów. Po raz pierwszy od ponad roku otworzyła się przed kimś całkowicie, co przyniosło jej nieopisaną ulgę.

-Jesteś piękną i mądrą kobietą. Wspaniałą matką i kochającą córką. Nigdy więcej nie chcę słyszeć, że czujesz się niepotrzebnie beznadziejna, rozumiesz? Zawsze, powtarzam zawsze możesz przyjść do mnie i Krzyśka i nikt nigdy nie odmówi Ci pomocy, jasne? - spojrzała w zapłakane oczy brunetki, która nieśmiało skinęła twierdząco głową. - A tak między nami, to przychodź raczej do mnie, bo mój mąż inteligent to ciężko kapujący karabin maszynowy czasami jest - dodała, co rozluźniło napiętą atmosferę.

-Ciooocia, ciooocia! Julka umie grać na konsoli, wymiata jak prawdziwy kozak! - rozniosło się po dużym mieszkaniu państwa Ignaczaków. Zdziwione kobiety poderwały się z wygodnej kanapy i wbiegły schodami na górę, gdzie znajdował się pokój Sebastiana. Na środku pomieszczenia, wśród małych samochodzików i klocków rozłożył się rzeszowski libero, który z uporem maniaka sterował wraz z małą dziewczynką wszystkimi możliwymi kierownicami i pilotami do gry. Zadowolona Julka energicznie przyciskała czułe klawisze, wprawiając w ruch przemieszczające się na ekranie telewizora samochody i inne obiekty.

-Igła, na litość boską, ta gra sprawia więcej frajdy Tobie, niż tej małej dwójce razem wziętej - z dezaprobatą stwierdziła żona rzeszowskiego libero. -Trzecie dziecko, no trzecie dziecko - westchnęła.
Cudowny obrazek przerwał im dzwonek do drzwi, który rozległ się w całej części mieszkania.

-Otworzysz - oznajmiła Iwona i przeniosła wzrok na Krzyśka. -A ja porządnie przywitam siódmy cud świata.

Libero niechętnie podniósł się z wygodnej pozycji i oddał dziewczynkę żonie z wyraźnym grymasem na twarzy. Powędrował w kierunku drzwi wejściowych i zniknął na kilka sekund.

-Jest chyba głodna i śpiąca - odparła brunetka, gdy podeszła do córeczki. -Zawsze zmieniają się jej oczka, gdy czegoś potrzebuje. - Spójrz, są nieporównywalnie małe do ich naturalnego rozmiaru. Jest zmęczona.

Iwona z nikłym uśmiechem spojrzała na Zuzkę i przytuliła dziewczynę.

-I Ty jesteś złą matką? Ja dopiero przy wychowywaniu Dominiki zwróciłam uwagę na tak drobne szczegóły. Zuza, jestem pod niemały wrażeniem.

-GOOOŚCIII MAMY - krzyknął z dołu Igła, co przerwało rozmowę kobiet.

-Spodziewacie się kogoś? - zapytała brunetka i zabrała od Iwony córeczkę.

-Nie, przynajmniej ja nie - odparła i podążyła schodami w dół.

Schodząc na parter, Zuza słyszała przyciszone głosy dwóch mężczyzn i zdecydowane odpowiedzi Igły. Postanowiła ominąć jednak przedpokój i od razu udać się do kuchni, by podgrzać mleko dla małej księżniczki. Wkładając butelkę do podgrzewacza, jej wzrok padł na samochód zaparkowany przed domem państwa Ignaczaków. Czarna TOYOTA, z logiem Resovii. Czy oni nawet po pracy nie potrafią się rozstać? - pomyślała i wróciła do pozostawionej w salonie dziewczynki.

-Stary daj spokój, nie przepraszaj, tutaj się rozleżakujesz, bo góra zajęta przez dzieciory - usłyszała z ust Igły. Chwilę potem Libero wskoczył do pokoju z uśmiechem na twarzy i wskazał na kanapę, na której obecnie siedziała brunetka. -O, a tu se będziesz spał jak Cię sen dopadnie.

Zdziwiona Zuzanna spojrzała na Igłę, zza którego kilka chwil później wynurzyła się postać rozgrywającego Mistrzów Polski. Siatkarz, który i tak wyglądał jak siedem nieszczęść, na widok dziewczyny pobladł jeszcze bardziej, co nie uszło uwadze zebranych domowników. Podrapał się po głowie i odwrócił wzrok od zdziwionej Zuzy.

-A Wy to się chyba jeszcze nie znacie, co? - nieświadomy incydentu sprzed paru dni wypalił Ignaczak. -Fabs, to jest jedna z najpiękniejszych matek-polek - oczywiście zaraz po mojej Iwonce - dodał, czując na sobie wzrok żony. Ta oto niewiasta nazywa się Zuzanna i jest córką naszego kata Kowala. Nooo, a to - spojrzał na rozgrywającego - to jest Fabs.

Para przedstawianych sobie ludzi mierzyła się wzrokiem. Pierwszy rękę wyciągnął siatkarz, co w duchu ucieszyło brunetkę. Kilka minut później w salonie pojawiła się niewielka torba z logiem stołecznego klubu, z której wypadło kilka najpotrzebniejszych rzeczy.

-Fabian, jesteś może głodny? - napiętą atmosferę przerwała Iwona. -Mam przepyszne pierogi!

-Nie nie, dzięki wielkie. I tak zwalam się Wam na głowę, wystarczająco przeszkadzam.

-Jeszcze raz usłyszę słowo ,przeszkadzam", a o perfekcyjnym przyjęciu możesz zapomnieć - podniósł głos Ignaczak, dając do zrozumienia, że temat zaczęty przez rozgrywającego jest już skończony.


Karmiła Julkę i przysłuchiwała się rozmowie odbywającej się w kuchni. Drzyzga z torbami u Ignaczaków. Na kanapie. Biedni oni.

-Igła, odwiózłbyś nas? - zapytała przyjaciela, gdy zakończył rozmowę z rozgrywającym.-Mała zaraz zaśnie, a jeszcze kąpiel i milion innych rzeczy, które powinnam zrobić przed jej zaśnięciem.

-Nie zostaniecie na kolacje? - z rozczarowaniem zapytała Iwona.

-Tata już pewnie czeka z jedzeniem, odkąd ma dla kogo gotować zmienia się w perfekcyjną panią kuchni - ironizowała brunetka, co wprawiło w śmiech zgromadzonych w salonie. O dziwo, nawet zawodnik z numerem 11 na koszulce uśmiechnął się na krótką chwilę.

-No to już, ubieraj tego swojego skarba i za 3 minuty w samochodzie - odkrzyknął Krzysiek i wyszedł na zewnątrz odśnieżyć podjazd.

Ubrała siebie, córkę i czule pożegnała się z Iwoną. Podziękowała jej za rozmowę i czas, jaki jej poświęciła. Obie obiecały sobie, że ich kontakty wrócą do normy i już niedługo ponownie się spotkają.

-Pozdrów tatę i uważaj na siebie, na Krzyśka też, to straszna gaduła za kierownicą

-Dzięki, do zobaczenia! - odkrzyknęła i zamknęła frontowe drzwi.

-Burak -pomyślała. -Nawet się nie pożegnał

-Księżniczka - pomyślał. -Języka zapomniała?

Po dotarciu do domu i pożegnaniu się z libero, obowiązki matki-polki przejął trener Kowal. Stęskniony wnuczki, wykąpał dziewczynkę i kołysał tak długo, dopóki nie zasnęła. W pokoju obok, przy zgaszonym świetle siedziała brunetka. Patrzyła w lustro i kolejny raz w tym miesiącu powtarzała wyrytą już na pamięć regułkę. Jestem Zuza. Mam 20 lat. Mam dziecko. Nie mam pracy, pieniędzy, siły i chęci do życia.


_________________________________________________________________________

Przepraszam! ostatnie tygodnie były dla mnie potwornie ciężkie i wiem, że zbyt długo kazałam Wam czekać na kolejny rozdział. Sesja zbliża się wielkimi krokami, lecz postaram się z wyprzedzeniem naskrobać kolejne rozdziały, by regularnie wstawiać je na bloga
Jak zwykle życzę miłego czytania i zapraszam do komentowania - to mobilizuje!
Pozdrawiam, Majka :)


sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 3

Siedziała na ławce obok szatni, gdzie kibice mogli zostawić swoje kurtki przed wejściem na hale. Na kolanach rozłożyła Julkę, która była na tyle mała, by zmieścić się na nogach dziewczyny bez najmniejszego problemu. Śmieszne miny, jakie pojawiały się na jej malutkiej twarzyczce rozśmieszyły szatniarkę, która od dłuższego czasu obserwowała dwójkę dziewczyn

- W życiu nie widziałam tak słodkiego dziecka! - odparła, gdy Julka wydała z siebie cienki śmiech. -Jest niesamowicie podobna do Pani.

-Wszystko, tylko nie Pani - odpowiedziała brunetka i podeszła do kobiety. -Zuza - wyciągnęła rękę w jej kierunku. -A to Julka, Jula, przedstaw się nowej cioci.

Obie zaśmiały się na grymas, jaki pojawił się na twarzy maleństwa.

-Chyba ma już dość poznawania nowych ludzi - stwierdziła kobieta. -Jestem Asia, nie widziałam Cię tutaj wcześniej.

-Bo nie przebywałam tutaj zbyt często ostatnimi czasami - westchnęła i pocałowała córkę w czoło. -Ty chyba też jesteś nowa?

-Nowy sezon, nowe szatniarki - odparła kobieta i uśmiechnęła się w jej kierunku. -Podać jakieś kurtki?

-Niee, czekamy na kierowcę, ale konferencja i odprawa chyba tradycyjnie przeciągnie się do kuriozalnych godzin - westchnęła spoglądając na zegarek. -Jest tu gdzieś automat z kawą?
-Po lewej, obok drzwi. Przytrzymać tę oto młodą damę?

-Gdybyś mogła - odparła i przekazała córeczkę wysokiej szatniarce.

Szukając drobnych w swoim dużym, czarnym portfelu zmierzała do automatu z kawą. Po znalezieniu dwóch jedno złotówek, wrzuciła monety do środka i wybierając ,,małą czarną" planowała odłożyć zmęczenie i sen na później. Po kilku sekundach automat wydał charakterystyczny dźwięk oznajmiając, iż napój jest gotowy do odbioru. Chwytając dwoma palcami brzegi plastikowego kubka odwróciła się i szybkim krokiem podążyła w kierunku szatni. Będą w połowie drogi, poczuła na sobie niesamowicie ciężki obiekt i nieprzyjemne ciepło rozchodzące się po jej sweterku
.
-Kurwa, uważaj jak chodzisz - usłyszała, gdy zdołała już wstać z zimnej podłogi. -Oczu nie masz?

Podniosła głowę do góry i kolejny raz tego dnia napotkała pełne nienawiści spojrzenie. Zdziwiona i nieco zszokowana próbowała wytłumaczyć zaistniałą sytuację, ale zawodnik ani myślał wdawać się w dyskusje z brunetką i przerwał wszelkie próby dojścia do głosu.

-Nie uczyli Cię w szkole, że ruch odbywa się JEDNĄ stroną przejścia? - ironizował i coraz bardziej podnosił głos. -Zalałaś mi całą kurtkę, gówniarzu.

-Nie przypominam sobie, żebyśmy przeszli na TY - zdenerwowana odpowiedziała, naciskając na ostatnie słowo. -To PAN wszedł na wprost mnie i sam wylał na siebie moją kawę, więc z łaski swojej proszę mnie przepuścić, bo oglądanie pańskiej twarzy przyprawia mnie o mdłości - odparła i wyminęła siatkarza. Po kilku krokach odwróciła się jednak i pewnym tonem dorzuciła  -Od gówniarzy może Pan sobie wyzywać swoje dzieci albo zwierzątka, ja sobie tego nie życzę
.
Poziom zdenerwowania u siatkarza przekroczył wszystkie możliwe granice. Kopnął stojący obok kosz i opuścił halę, w której pierwszy raz od ponad roku ktokolwiek miał odwagę go obrazić. Pieprzony dzieciak - stwierdził i odpalając papierosa wracał do pustego mieszkania.

Brunetka promieniowała poziomem zdenerwowania i zabijała wzrokiem wszystko, co znajdowało się na jej drodze. Pieprzony gwiazdor, siatkarzyk od siedmiu boleści- stwierdziła. Dochodząc do szatniarki zabrała uśmiechającą się Julkę i przytuliła się do jej twarzy. Ciepło i bliskość córeczki od zawsze łagodziły jej smutki i koiły stargane nerwy. Przepraszającym wzrokiem spojrzała na Aśkę, która zdziwiona raz po raz spoglądała w jej kierunku.

-Przepraszam za to, ale odkąd się pojawiłam na hali mierzył mnie wzrokiem jakbym co najmniej porysowała mu samochód - z nikłym uśmiechem skierowała słowa w kierunku kobiety. -Wlazł we mnie i jeszcze ma pretensje.

-Pierwszy raz widzę go tak zdenerwowanego, do tej pory był ... miły - stwierdziła dziewczyna i wzruszyła ramionami. -Ale języczek to Ty masz ostry - uśmiechnęła się.

-Zdarza się, od czasu do czasu .O, jest tata. Uciekamy, do zobaczenia pewnie na następnym meczu! - rzuciła w kierunku kobiety, gdy na horyzoncie pojawił się trener Resoviaków z ogromną torbą w ręce.

*


Droga do dużego domu na ulicy Pięknej zajęła im nieco ponad 20 minut. Rozmawiali o wszystkim i o niczym. Po wejściu do mieszkania, Andrzej zaproponował, że zapali w kominku i zrobi kolację. Brunetka miała więc chwilę czasu dla siebie i swojej kilku kilogramowej córki. Do małej, różowej wanienki nalała wody i po rozebraniu Julki dokładnie wykąpała dziewczynkę. Następnie ubraną i nakarmioną położyła w łóżeczku, które wyspecjalizowane w specjalne bieguny służyło jej za kołyskę. Codzienne czynności związane z zajmowaniem się dzieckiem zaczynały przybierać formę rutyny. Wstać, przebrać małą, nakarmić małą, pobawić się z małą, zrobić dla niej obiad, przebrać, zabrać na spacer, nakarmić, wykąpać, przebrać. Do tej pory nie zdawała sobie sprawy ile czasu i energii wymaga opiekowanie się drugim człowiekiem. Westchnęła i ucałowała czoło dziewczynki, gdy zorientowała się, że usnęła. Zostawiła uchylone drzwi i zeszła na dół, gdzie tata już od kilku minut czekał z kolacją i butelką wina.

-A co to za okazja? - zapytała zdziwiona biorąc butelkę do ręki. -Albo mi się wydaje, ale przegraliśmy do zera?

-Już dawno nie piłem wina, jeszcze nigdy nie robiłem tego z Tobą - odparł i nalał brunetce odrobinę napoju. -Julka śpi?

-Tak, wymęczyli ją dzisiaj za wszystkie czasy. Chyba polubiła Ignaczaka.

-A Ignaczak ją, jak wychodził z hali dzwonił do Iwony i pytał, czy nie chciałaby mieć jeszcze jednego dziecka, takiej Julki na ten przykład.

W kuchni rozbrzmiewał się głos wesołego śmiechu. Przez następne godziny wspominali ostatnie lata. 18-ste urodziny Zuzki, pierwszą imprezę alkoholową i śmierć matki, która tak bardzo uderzyła w całą rodzinę.

Po kolacji dziewczyna posprzątała, pożegnała się z ojcem i wzięła krótki prysznic. Rozczesując długie, skręcone włosy zauważyła, że jej telefon cicho wibruje i oznajmia nadejście nowej wiadomości tekstowej.  Nacisnęła odczytaj i przeniosła wzrok na drobny tekst.

-Wpadasz jutro do Państwa Ignaczaków na kawkę? Iwona zaprasza i informuje, że nie przyjmuje sprzeciwu. Po 16 kończymy trening, widzę Cię na hali!

Uśmiechnęła się do ekranu i zamknęła oczy. Brakowało jej tego. Tak cholernie długo nie czuła się potrzebna. Przez ostatnie miesiące żyła sama, żyła dla siebie.

-Będę punktualnie o 16 :) 

-O dziecku nie zapomnij, Sebastian żony szuka.

Zaśmiała się i odłożyła telefon na szafkę nocną. Kilkanaście minut później oddała się w objęcia Morfeusza.

*

Dochodziła 4 nad ranem,  gdy spokojny sen dziewczyny przerwał cichy płacz. Zdezorientowana podniosła głowę i zauważyła Julkę, która niespokojnie kręciła się w łóżeczku. To też należało do jej codziennych, w zasadzie do co nocnych rytuałów. Odkąd na świecie pojawiła się dziewczynka, sen był dla niej czymś nad wyraz cennym i niestety - niezbyt często spotykanym zjawiskiem. Podniosła córkę i próbowała ukoić jej płacz, jednak mała ani myślała o tym, by powrócić do snu. Gdy po ponad 40-minutowej walce z płaczem efektów nadal nie było, Zuza zeszła wraz z Julką na dół, gdzie przygotowała dla niej ulubiony sok dziewczynki.

-Co się dzieje? - w drzwiach kuchni pojawił się Andrzej, który zaniepokojony hałasami postanowił sprawdzić skąd dochodzą.

-Mała nie śpi, płacze, norma - odparła zmęczona brunetka i ponownie wróciła do kołysania dziewczynki. -Ostatni raz przespała całą noc dwa dni po porodzie - westchnęła, gdy Julka nieco ucichła.

-To może ja się nią zajmę, a Ty się prześpisz? Nie możesz tak żyć, tak się przecież nie da funkcjonować

-o 5 nad ranem? Tato, wracaj do siebie, rano musisz być w pracy, my sobie poradzimy.

Co tak naprawdę oznaczało ,,poradzić sobie"?. Nie wiedziała. Oboje nie wiedzieli. Ona, dwudziestoletnia kobieta, której świat zmienił się o 180 stopni. On, czterdziesto -kilkuletni mężczyzna, którego nadal paraliżował temat życia córki i tego co zaszło rok temu. Rozeszli się do swoich pokojów i bezradni starali się układać swoje życie na nowo.



Przed godziną 14 Zuzanna zaczęła przygotowywać siebie i córkę na wizytę u Ignaczaków. Skłamałaby mówiąc, że się nie bała. Będą zadawać trudne pytania? Wrócą do tego feralnego wieczoru, który na zawsze odmienił jej życie? Zapytają o to co robiła przez ostatnie miesiące i dlaczego nie dawała znaku życia?

Niepewność i strach paraliżowały brunetkę, ale potrzeba rozmowy i kontaktu z kimś bliskim wygrała. Rozmowy z ojcem znaczyły dla niej wiele, były nieocenione, jednak to w osobie Krzyśka i Iwony miała swoich prawdziwych powierników. Wiedziała, że będzie musiała stawić czoła teraźniejszości i ponownie przechodzić przez koszmar swojego życia, ale była świadoma tego, że od przeszłości nie ma ucieczki. Będę musiała z tym żyć. Do końca swojej ziemskiej wędrówki.


Kilkanaście minut przed godziną 16 pojawiła się na hali Podpromie. W niebieskiej kurtce, z czerwonym nosidełkiem w ręku i torbą córki usiadła na bocznych krzesełkach czekając, aż siatkarze skończą wykonywać swoją pracę. Wtedy nie wiedziała jeszcze, że ten dzień będzie kolejnym bagażem jej życiowych rozterek.

___________________________________________________________________________
Kolejny rozdział za nami! :)
Przyznam się szczerze, że sama jestem ciekawa wizją głównej bohaterki, bo jej sytuacja jest mi...bardzo bardzo bliska.
Jak zwykle dziękuję za miłe słowa i jak zwykle - zapraszam do komentowania.
To naprawdę motywuje i sprawia, że nowe rozdziały ,,tworzą" się szybciej :)
Pozdrawiam, Majka :)