Z niechęcią sięgnęła po materiał, obiecując sobie, że ten jeden, jedyny raz się poświęci i założyła na siebie strój, w którym miała spędzić kilka godzin przy klubowej kolacji jej ojca.
Spojrzała w odbicie lustra, co tylko pogłębiło jej melancholijny nastrój. Kiedyś, kiedy jeszcze była normalną dziewczyną, bez problemów, ran i bólu...wyglądała tak prawie codziennie. Roześmiana twarz, mnóstwo przyjaciół i strój, który podkreślał jej sylwetkę. Dzisiaj jej jedynym sposobem na pokazanie się światu jest dres i bluza, która maskuje każdy skrawek jej ciała. Usiadła przy kosmetyczce i głośno wypuściła powietrze. Prawie zapomniała, że istnieje tyle rzeczy, którymi można podkreślić swoją urodę. Nałożyła podkład, czarną kredką podkreśliła oczy, wytuszowała rzęsy, a usta zostawiła w swoim naturalnym, malinowym odcieniu. Rozpuściła długie, brązowe włosy i usłyszała głos ojca, który oznajmił, że pora wyruszać do Ignaczaków. Uśmiechnęła się do swojego odbicia i z przyklejonym, sztucznym wyrazem twarzy zeszła na dół.
***
Kończył wiązać długi, czarny krawat, gdy pod mieszkaniem jego przyjaciół zaparkował samochód trenera. Spojrzał przez okno, jednak jego ciche nadzieje i prośby nie zostały wysłuchane. Zza Kowala wyłoniła się brunetka wraz z córką. Kilka sekund później dobiegły go odgłosy powitania i słodkiego głosu Igły, który próbował zabawić młodą pannę Kowal. Nie miał ochoty na kolację, na życzenia i na uciążliwe towarzystwo dziewczyny. Było w niej coś tak tajemniczego i mrocznego, że samo myślenie o córce trenera przyprawiało go o dreszcze. Gdy usłyszał swoje imię dochodzące z salonu i prośby Iwony o jak najszybsze pojawienie się na dole - spasował. Wypuścił głośno powietrze i zszedł po długich, drewnianych schodach. Uśmiechnął się na widok Ignaczaka w garniaku i wyraził szczerą nadzieję, iż on wygląda w nim nieco lepiej.
-Nic mi nie mów, jak się zobaczyłem w lustrze to od razu miałem ochotę wskoczył w czerwone spodenki - skomentował zażenowany libero
-Nie każdy jest ładny, Krzysiu - dorzucił Kowal i przywitał się z rozgrywającym. - A gdzie Twoja druga, lepsza połowa?
Zaczęło się - pomyślał.Sto tysięcy pytań, milion zmyślonych odpowiedzi i współczucie w oczach kumpli z drużyny.Wiedział, po prostu wiedział,że ten punkt programu go nie ominie.
-Aktualnie sam tworzę swoją połowę - z udawanym rozbawieniem wyrzucił młody Drzyzga. - W zasadzie to nie potrzebuję dodatków, po co psuć coś, co jest idealne?
Nie był przekonany, czy dostatecznie dobrze zabrzmiał, jednak uśmiech Kowala i przyznanie mu racji podniosły go nieco na duchu. Był mu wdzięczny, że nie wnikał w szczegóły i odpuścił dalszą konwersację.
-To co, zbieramy się? - do przedpokoju weszła uśmiechnięta Iwona i przytuliła swojego męża. -Dzieci nakarmione, mama zaopatrzona w seriale i kabarety, możemy jechać.
-A Zuzka? - zapytał Kowal, lecz w tym samym momencie w drzwiach przedpokoju pojawiła się brunetka.
-Jestem jestem, musiałam tylko wcisnąć te cholerne buty - wyrzuciła i wskazała na wysokie, czarne obcasy - Jak nie połamię się w nich w ciągu najbliższych dziesięciu sekund to uznam to za najbardziej szczęśliwy dzień od tygodnia.
Spojrzał na jej rozbawiony wyraz twarzy i nie mógł uwierzyć, że stoi przed nim ta sama osoba, którą poznał kilkanaście dni temu. Dopasowana sukienka, makijaż i pewne siebie spojrzenie zupełnie nie pasowały do dziewczyny, którą do tej pory mijał na hali. Jej spokojny wyraz twarzy uległ jednak zmianie, gdy spojrzała w jego stronę. Delikatny uśmiech ustąpił miejsca ... złości i przerażeniu? Nie potrafił określić zmiany, jaka zaszła w niej w ciągu kliku sekund. Odwrócił więc wzrok i zaproponował wyjazd do restauracji.
***
Zamknęła oczy i starała się uspokoić skołatane myśli. Nie powinna się tak czuć, nie tu, nie teraz, nie w towarzystwie tych ludzi. Wiedziała, że sytuacja sprzed kilku dni miała duży wpływ na jej uczucia, aczkolwiek nie usprawiedliwiało to odczucia strachu, jaki pojawił się w jej organizmie na widok rzeszowskiego gracza. Wiedziała, że go tam spotka, przygotowywała się na to cały dzień, jednak spojrzenie, jakim obdarzył ją zawodnik zaburzyło jej chwilowy spokój. Otworzyła samochód i usiadła za kierownicą. Żałowała, że zgodziła się na podróż jednym samochodem. Towarzystwo bruneta wyraźnie jej nie służyło, jednak postawiła opanować złe myśli i skupić się na drodze.
Po dwudziestu minutach jazdy znaleźli się na parkingu przed elegancką, z pewnością koszmarnie drogą restauracją. Uśmiechnęła się do ojca, który przez całą drogę próbował podnieść ją na duchu i zapewniał, że to będzie naprawdę udany i dobry wieczór.
-Skoro tak mówisz, to tak będzie -pocałowała ojca w policzek i razem z resztą znajomych udała się w kierunku budynku.
Tak jak myślała, wnętrze restauracji ociekało drogimi dekoracjami i podniosłą atmosferą. Idealnie dopasowana kolorystyka, błyszczące się sztućce i lśniący parkiet onieśmieliłby każdego zwykłego śmiertelnika. Dzięki Bogu, że zrezygnowałam z tych dresów - pomyślała i podziękowała ojcu, że zmusił ją do założenia czarnej sukienki. Spojrzała na zawodników i ich osoby towarzyszące. Tak wiele brakowało jej do tego idyllicznego obrazka, jaki malował się przed jej oczami. Odsunęła jednak od siebie tę myśl i zasiadła przy ojcu na środku dużego, białego stołu. Ogarnęła wzrokiem salę i uśmiechnęła się do wysokiego bruneta, który z szczerą radością wymachiwał ręką na jej powitanie. Poklepał po ramieniu swojego kompana i wskazał ręką na brunetkę. Po chwili stali już obok niej i zamykali ją w szczelnym uścisku.
-Zuuuuza, jak Ty niebotycznie wyglądasz! - wyrzucił z siebie Lotman i ponownie przytulił dziewczynę.-Tak się cieszę, że przyszłaś, rezerwuję pierwszy taniec!
-Jak to taniec? - zdziwiła się -To przypadkiem nie miała być kameralna wigilia?
-Jest kameralna...tylko trochę po naszemu - odparł i wskazał na mały parkiet przygotowany w zagłębieniu eleganckie restauracji. -Jest też alkohol, nasz ulubiony!
Dziewczyna spojrzała pod stół i wybuchnęła niepohamowanym śmiechem. Zapasy, jakie przygotowała grupa zawodników przypominały raczej ekwipunek na wiejskie wesele, niż elegancką wigilię klubową. Pokręciła przecząco głową i przypomniała mu o dziecku.
-No to..nie nakarmisz jej, to znaczy..no..wiesz no, nakarmisz ją mlekiem z butelki - zakłopotał się zawodnik i błagalnym wzrokiem spojrzał na dziewczynę -Zuz, brakuje mi naszych szybkich szotów!
-Może zamiast sprowadzać mnie na drogę alkoholizacji przedstawiłbyś mi swojego kumpla? - ucięła temat i przeniosła spojrzenie na zawodnika, którego do tej pory nie miała okazji poznać.
-Taki właśnie z niego przyjaciel - odparł perfekcyjnym angielskim i wyciągnął rękę w jej kierunku - Marko, bardzo mi miło.
Wymienili się uściskami dłoni i nieśmiałymi uśmiechami. Prośby Lotmana odnośnie spożywania napojów alkoholowych przerwał doniosły jak zwykle głos trenera rzeszowskiej drużyny, który poprosił wszystkich o zajęcie swoich miejsc i chwilową uwagę.
-To już kolejna klubowa wigilia, na jakiej mam zaszczyt zabrać głos - zaczął Kowal. -Jak co roku, dziękuję Wam za wspaniałą współpracę i proszę o kolejne miesiące wytrwałości i cierpliwości w stosunku do mojej osoby. Po sali rozciągnęły się ciche odgłosy śmiechu. -Mam nadzieję, że nadchodzący rok będzie jeszcze bardziej udany niż teraźniejszy. Życzę wam wszystkiego dobrego - nie tylko sportowo, ale także prywatnie - zakończył.
Podniosła się i przytuliła ojca, któremu tak wiele zawdzięczała. Spojrzała na opłatek i podzieliła się nim z mężczyzną.
-Jeszcze więcej sukcesów, jeszcze więcej zdrowia i szczęścia, tatku.
-Jeszcze więcej uśmiechu, jeszcze więcej radości i miłości, córeczko.
Uśmiechnęła się do ojca i spojrzała w kierunku Igły, który niecierpliwił się przy jej prawym boku. Przytuliła przyjaciela, jego żonę, a następnie kilkanaście innych osób,z którymi nie łączyło jej nic poza formalnymi, grzecznościowymi uściskami dłoni. Wracając na swoje miejsce wpadła na Drzyzgę, który równie zmieszany jak i ona - starał się ewakuować na swoje bezpieczne miejsce. Spojrzeli na siebie i oboje wydali niemy jęk przerażenia i zawodu. Nurtującą ciszę przerwał zawodnik, wyciągając dużą dłoń w kierunku drobnej brunetki.
-Przepraszam za ostatnią...za ostatnie sytuacje - wydusił i podniósł wzrok na dziewczynę. -Przesadziłem, nie miałem prawa tak się zachowywać.
Spojrzała na zawodnika i poczuła się wyjątkowo dziwnie. Nieśmiało uścisnęła wyciągniętą dłoń i lekko uśmiechnęła się w kierunku gracza.
-Ja też przepraszam, wcale nie uważam PANA za gwiazdę - zaakcentowała ostatnie wyrazy i z rozbawieniem śledziła zmieniający się wyraz twarzy Drzyzgi.
-Czasami mam wrażenie, że nigdy Was nie zrozumiem- odparł. -Fabian, po prostu Fabian.
-Zuzka, wystarczy Zuzka.
Spojrzała na złączone dłonie i szybkim ruchem odsunęła się od siatkarza. Z przepraszającym wyrazem twarzy wyminęła bruneta i usiadła na swoim miejscu. Kilka sekund później na salę zaczęto wnosić potrawy i rozpoczęła się kolacja. Odkąd usiadła, czuła na sobie czyjś wzrok. Kilka razy podnosiła głowę, jednak dopiero za czwartym razem dostrzegła wzrok serbskiego przyjmującego. Uśmiechnęła się w jego kierunku i wróciła do barszczu z uszkami.
-Igła? - zagadnęła w kierunku libero. -Ten cały Marko, ten z Serbii, co to za typ?
Libero spojrzał na brunetkę i wzruszył ramionami
-No gra u nas od początku sezonu - wykrztusił i powrócił do pierogów. -Jezu, świetne są, nauczysz Iwonkę takich?
-Ma żonę, prawda? - dopytywała
-Nie ma, nie ma. Wolny jak strzała podobno. Ej, a próbowałaś tych pasztecików? Swoją drogą, co to za pomysł z pasztecikami na wigilię?
-Igła, on od godziny lustruje mnie wzrokiem!
Libero spojrzał na nią jak na wariatkę, po czym zakrztusił się czerwonym barszczem, wylewając połowę na śnieżno biały obrus. Zaklął pod nosem i ponownie spojrzał na brunetkę. Nie żartowała, co więcej, nie wyglądała jakby miała ochotę na żarty. Przeniósł wzrok dalej, w kierunku sali tanecznej, gdzie Marko i Lotman rozpoczynali konsumowanie jednej z przemyconych butelek drogiego trunku. Nie myliła się. Jego kumpel z drużyny co kilka sekund odwracał wzrok w kierunku dziewczyny i starał się natrafić na jej przelotne spojrzenie.
-Chyba wpadłaś mu w oko, kruszynko
Popatrzyła na niego spod przymrużonych rzęs i popukała się w czoło.
-Idź i powiedz mu, że mam kilkumiesięczne dziecko w domu, przejdzie mu szybciej niż się zaczęło - odpowiedziała i wstała od stołu. - Muszę do toalety.
Przemyła twarz zimną wodą i od razu zbeształa się za to w myślach. Zmyłaś całą tapetę, kretynko. Popatrzyła na swoje odbicie w lustrze i z ironią spojrzała w twarz swojemu wizerunkowi. Masochistyczną ucztę przerwało jej głośne pukanie do drzwi i rozpaczliwe okrzyki amerykańskiego zawodnika.
-Zuza, obiecałaś, że zatańczymy!
Otworzyła drzwi i przyjrzała się siatkarzowi. Gdyby nie próby mówienia po polsku, prawdopodobnie nie zauważyłaby, że ma na sumieniu kilka kieliszków białego trunku. Pokręciła głową i udała się na salę główną, gdzie pierwsze śmiałe pary podrygiwały w takt muzyki.
-Loti, naprawdę?- błagalnym wzrokiem spojrzała na przyjmującego.
-Mhm - wydusił zawodnik i ukłonił się przed brunetką. -Zechce Pani uczynić mi ten zaszczyt?
Podała mu rękę, czego żałowała już kilkanaście sekund później.O ile zawodnikiem był wyśmienitym....taniec nie był jego najmocniejszą stroną. Po dwóch piekielnie szybkich piosenkach była już cała podreptana i wyobijana.
-Paul, moja kolej.
Odwróciła się w kierunku dobiegającego głosu i ujrzała serbskiego przyjmującego. Nie była zadowolona z takiego obrotu sprawy, jednak kolejna ucieczka w jej życiu przysporzyłaby jej dodatkowych powodów do samozagłady swojej osobowości, a tego miała serdecznie dość. Pozwoliła więc siatkarzowi zająć miejsce Lotmana i poprowadzić się do nieco wolniejszej melodii.
-Jak Ty to wytrzymałaś?- zapytał i uśmiechnął się - On wywraca sam siebie, nie mówiąc już o partnerowaniu.
-Dla przyjaciół wszystko - odparła.
Musiała przyznać, że czuła się wyjątkowo dobrze. Lekkie ruchy i dystans, jaki zachowywał zawodnik działały kojąco na umysł i ciało brunetki. Przy kolejnych piosenkach okazał się znakomitym tancerzem, rozmówcą i komikiem. Po kilkunastu minutach nie wiedziała już, czy bardziej zmęczyły ją szybkie rytmy czy ciągły śmiech z opowiadań serbskiego zawodnika.
-Okej, okej, muszę odpocząć, naprawdę Marko - wydusiła.
Sięgnęła po szklankę wody, gdy jej wzrok przykuł siedzący na końcu stołu Drzyzga. Siedzący to słowo użyte nad wyraz. Rozgrywający Mistrzów Polski ledwo utrzymywał się na stołku i nikłym wzrokiem wpatrywał się w pustą butelkę po alkoholu. Odszukała wzrokiem ojca i z ulgą stwierdziła, że tańczy z żoną Ignaczaka. Pewnym krokiem ruszyła w kierunku Drzyzgi i usiadła na krześle obok.
-Rozegrałeś to sam, czy miałeś jakiegoś przyjmującego do pomocy? - zapytała i wskazała na pustą butelkę.
-Sam, bo co? - odpowiedział brunet przeczesał dłonią twarz. -Nie wolno?
Spojrzała na jego zmęczone oczy i drżące ręce.
-Dasz radę wstać? - zapytała i sama podniosła się do pozycji stojącej. -Jedziemy do domu.
-Popatrzył zdziwiony na brunetkę, jednak nie protestował. Przeczesał wzrokiem parkiet, a gdy jego wzrok napotkał trenera uzmysłowił sobie, że gdy zobaczy go w takim stanie, przerwa świąteczna z pewnością nie będzie należała do najspokojniejszych. Z trudem podniósł się z krzesła, założył marynarkę i podążył za dziewczyną.
-Ale nie wywieziesz mnie na drugi koniec miasta, co? - zapytał wsiadając do samochodu.
-Chciałabym- pomyślała, kręcąc równocześnie przecząco głową.-Odstawię Cię do Ignaczaków, potem wrócę po resztę towarzystwa.
_________________________________________________________________________________
Zapraszam do czytania i komentowania :))
Pozdrawiam, Majka! :)
kiedy następne rozdziały opowiadanie świetne
OdpowiedzUsuńPiszą się :)
UsuńDziękuuję, pozdrawiam! :)
Zakochałam się *.* super :P extra :) cudo. Zajebiście piszesz nie moge się oderwać od tego opowiadania ^^
OdpowiedzUsuńKiedy następny ???