sobota, 16 maja 2015

Rozdział 6

Powroty do przeszłości nie należały do najłatwiejszych. Jej powroty do czegokolwiek okazywały się być najtrudniejsze. Drogę do domu pokonała w szybkim, niespokojnym tempie. Nie płakała, nie biegła, nie krzyczała. Z bladą twarzą i szybko bijącym sercem przemierzała kolejne ulice z wózkiem przed sobą, by z niemałym zdenerwowaniem otworzyć drzwi domu i bezsilnie osunąć się na ziemię.
Wróciło. To, co miało odejść, wróciło.


***

Nie przejmował się, to nie w jego stylu. Nie denerwował się tym, co zobaczył, on nie był taki. Nie potrafił jednak przestać myśleć, a to gorsze, niż wszystkie wyrzuty sumienia razem wzięte. Analizował to, co wydarzyło się godzinę temu i nie mógł zrozumieć zachowania, jakie zobaczył u młodej kobiety. Nie zdziwiło go to specjalnie - od początku nie rozumiał niczego, co dotyczyło tematu brunetki. Jednak to, co zobaczył przed chwilą wcisnęło się w jego pamięć na tyle, by dodać mu kolejnych powodów i argumentów do nieprzespanej nocy. Która to już z rzędu? Nie pamiętał, nie liczył, nie chciał nawet o tym myśleć. Miał problemy wszędzie, na każdej linii swojego życia. W pracy, domu, przyjaźni i miłości. Uśmiechnął się rozgoryczony. Domu i miłości nie miał już przecież od kilku dobrych dni.


***

Ukołysała dziewczynkę i opadła na łóżko. Skuliła się, zamknęła oczy i pozwoliła sobie kolejną chwilę słabości. Pomimo tego, że wiedziała, iż sytuacja sprzed kilku godzin była czystym przypadkiem i zdarza się wszystkim normalnym ludziom, od powrotu do domu nie mogła uspokoić rozbieganych myśli. Spojrzała na nadgarstek, rozmasowała niewidzialną ranę i poczuła jeszcze większą niechęć do rozgrywającego rzeszowskiej drużyny. Otarła kilka łez, usiadła na łóżku i postanowiła zdusić cały ból w sobie. Boli mniej, niż za pierwszym razem - pomyślała.



-Chciałbym, żebyś tam ze mną poszła.

Słyszała to zdanie trzeci raz dzisiejszego wieczoru i nadal nie potrafiła zmienić reakcji, jaką mimowolnie proponował jej organizm. Skrzywiona mina, odwracanie się plecami i przypadkowe nasłuchiwanie płaczu Julki odczytał więc bez problemu i postanowił nie dawać za wygraną. Kowalowie od zawsze słynęli z dużej pewności siebie i uporu.

-Podaj mi chociaż jeden sensowny powód, dla którego miałabyś zostać w domu?

-Mam dziecko? - rzuciła od niechcenia i wróciła do przygotowywania kolacji. - Mam dziecko i brak ochoty na takie imprezy, tato.

-Wszyscy będą tam z rodziną - odpowiedział i spuścił głowę. -Ja nie mam nikogo oprócz Was. Nie zmuszaj mnie do pójścia tam w pojedynkę, bo dobrze wiesz, że odpuszczę razem z Tobą.

Poczuła żal, współczucie i narastający ból, kolejny ból dzisiejszego dnia. Smutna twarz ojca i zaszklone oczy dały upust jej kumulowanym od dawna emocjom.

-Dobrze, pójdę - powiedziała, gdy uspokoiła oddech i skołatane nerwy. - Pójdziemy tam razem, ale co z małą? Przecież nie zabiorę jej na kolację klubową, to mało odpowiednie miejsce dla niemowlaka.

-Rozmawiałem z Krzyśkiem, przyjeżdża mama Iwonki i zajmie się jego pociechami...Jedno dziecko nie zrobi jej różnicy - nieśmiało zaproponował trener.

Uśmiechnęła się i pokręciła z niedowierzaniem głową. - Zaplanowałeś to! - krzyknęła i ponownie usiadła na kolanach ojca. -Niezły jesteś w te klocki, kombinatorze.

-Jak się ma taką córkę to grzech się nie nauczyć - stwierdził, uciekając przed ciosem brunetki. - Miłej nocy kochanie!

Kochała go. Kochała i żałowała, że zostawiła na tak długi czas samego. Ojciec i córka to jedyne osoby, przy których zapomina o problemach i bólu. Mam rodzinę, jestem szczęściarą - z tą myślą zasnęła.


***

Kanapa w mieszkaniu Ignaczaków powoli zaczynała doskwierać dużym kończynom siatkarza. Pozginane nogi i bolące plecy odbijały się na samopoczuciu zawodnika, które i bez tych atrybutów nie przekraczało progu stabilności. Radość ze zbliżających się świąt była więc oczywista. Kilka dni wolnego spędzi w rodzinnym domu, we własnym domu, łóżku i pokoju, gdzie odpocznie i pomyśli nad wszystkim, co od kilku tygodni zaprząta jego umysł. Do ogarnięcia została już tylko klubowa wigilia, która nie ukrywając- była mu potrzebna jak pływakowi sanki. Pocieszał się jednak tym, że to ostatni wieczór, że potem spakuje się i nareszcie da odpocząć od siebie Krzyśkowi i jego rodzinie, która na pewno nie czuła się komfortowo w obecnej sytuacji.
Wypił kawę, założył dres i postanowił pobiegać po rzeszowskich parkach. Pomimo tego, że od początku sezonu nie spotkało go tutaj zbyt wiele miłych rzeczy, rozgrywający lubił te miejsca. Nawet podczas zimy aura sprzyjała na tyle, by bezpiecznie porozciągać wszystkie mięśnie. Po treningu wrócił do mieszkania kumpla, wziął prysznic i dołączył do znajomych, którzy zaczynali jeść śniadanie.

-No i koło 18 wpadną zostawić małą, więc postaraj się tak zaplanować czas, żebyśmy nie musieli na Ciebie czekać.

-Na mnie? Kobieto, ja nawet dziesięciu minut nie potrzebuję, i tak będę wyglądać rewelacyjnie.

-Miałam na myśli prysznic Krzysiek, nie idziesz na trening, tam nikt nie będzie spocony.

-Zarzucasz mi, że się nie myję?!

-Skądże, po prostu nie zapomnij, że woda to życie.

Gdyby miał dobry humor, z pewnością opowiedziałby to pozostałym kumplom z drużyny. Uwielbiał ich poranne, popołudniowe i wieczorne ,,kłótnie". Oboje z ciętymi językami, jednak dla siebie byli gotowi zrobić wszystko. 

-A Ty co o tym myślisz, Fabian?

-Ja? Ja...Ja zamyśliłem się troszkę - z przepraszającą miną spojrzał na kobietę, która z niezadowoleniem pokręciła głową.

-Od tego padaczki można dostać. Jedziemy na dwa samochody czy jeden?

-To nie zmieścimy się w trójkę do jednego? - podniósł brew i zdziwiony spojrzał na przyjaciół.

-Ty w ogóle słuchałeś nas przez ostatnie kilka minut?- zapytał Krzysztof, jednak mina rozgrywającego ucięła wszelkie spekulacje. -Dobrze, więc powtórzę, o 18 wpada Kowal z Zuzką i zostawiają małą pod opieką mamy Iwony. Trener pyta, czy jedziemy razem z nimi, czy ciągniemy swój wózek.

-To córka Kowala też będzie? - zapytał głośniej, niż planował, co przyciągnęło pytające spojrzenie Iwony. Uśmiechnął się nieznacznie i pozostawił wybór małżeństwu, sam dokończył śniadanie i posprzątał ze stołu. Nie spodziewał się, że ostatni dzień w Rzeszowie przed wyjazdem do rodzinnego miasta będzie jeszcze gorszy, niż kilka wcześniejszych. Perspektywa spotkania brunetki denerwowała go i niepokoiła równocześnie. Brawo Fabian, to z pewnością będzie kolejny, udany wieczór. Trzymaj tak dalej, a zamiast w play-offach skończysz na oddziale bez klamek- pomyślał młody rozgrywający i wyruszył w poszukiwaniu garnituru na wieczorną kolację.

_________________________________________________________________________________

Zapraszam i pozdrawiam, Majka! :) 

2 komentarze:

  1. kiedyś przypadkiem wpadłam na Twojego bloga:)doczekałam się powrotu:) czytam i jestem zachwycona nowym rozdziałem:) kiedy następny??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział siódmy już się ,,pisze", więc niebawem powinien się pojawić. Dziękuję za miłe słowa i zapraszam na dalsze losy bohaterów! :)
      Pozdrawiam, Majka :)

      Usuń